Strona:Aleksander Fredro - Piczomira, królowa Branlomanii.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze dziś w śnie myślałem być w młodości porze
Piczomiry kochankiem na Kuśkara dworze,
Jedno z nas dwojga niby poruszyło łoże.
Powód pieszczot wzajemnych; zrywałem jej róże
Parzyłem memi usty, jej ramiona białe
Zwolna dzieliłem kolan ściśnięcie nieśmiałe
A potężnie zaparty sprężystemi nogi
Rozkosznie przebywałem prawiczeństwa progi.
Sączyły się obficie przyrodzone zdroje
I wciąż jeszcze łechtały duszę już nie moje...
Tę niemoc... to w rozkoszach słodkie upojenie
Gdzież może słów wystawić zbyt zimne złożenie?
Gdy się myśl, by ją pojąć, napróżno wysila
I jakąż niepojętą słodycz ma ta chwila!
Człeku bowiem czas kiedy siłę już przywraca
Żal, wznosząc mdłą powiekę, że do życia wraca.

(Po krótkiem milczeniu).

Ach czemuż ten sen zniknął, gdy w mem życiu prawie
Nigdy takiej rozkoszy nie miałem na jawie!
Czyż dlatego, bym jęczał i klął wszystkie chwile
Ach wierz, Focenlekerze, już mi żyć nie mile.




SCENA CZWARTA.
CI SAMI i OFICER SŁUŻBOWY.

OFICER: Twardostaj z Piczenburga, posłaniec królowej
Uprasza ciebie, panie, o chwilę rozmowy.
BRANDALEZYUSZ: Niech wnijdzie!
(Do Focenlekera). Zobaczymy. Ten poseł niewieści
Pokoju czyli wojny przyniesie nam wieści.