Strona:Aleksander Dumas - Historja Dziadka do Orzechów.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tym razem, to już pomysł szalony — rzekł prezydent — widzisz przecie, że to niepodobna, abyś wszedł do pałacu, skoro najwyższe chorągiewki zaledwie sięgają ci ramion.
Staś umilkł uspokojony tą przyczyną, ale po chwili widząc, że panowie i panie ciągle się przechadzali. że dzieci nieustannie tańczyły, a jegomość w pelerynie pokazywał się i znikał w równych odstępach czasu, rzekł zniechęcony:
— Mój ojcze chrzestny, jeżeli wszystkie twoje figurki nic innego nie umieją, jak tylko zawsze jedno i to samo, jutro możesz zabrać je sobie, gdyż one mnie wcale nie bawią. Wolę mego konia, który pójdzie tam, gdzie ja chcę, moich huzarów, którzy musztrują się jak im rozkażę i mogą swobodnie się poruszać, nie tak, jak te biedaki, którymi mechanika tam i napowrót ciągle jednako wykręca.

Po tych słowach odwrócił się od ojca chrzestnego i jego pałacu, poskoczył do stołu i uszykował w linii bojowej swoich huzarów.
Co do Maryni, ta również oddaliła się cichaczem, gdyż znudziły ją jednostajne poruszenia lale-