Strona:Aleksander Dumas - Historja Dziadka do Orzechów.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziło ją coś obrośniętego, co skakało po jej łóżku. Był to Mysikról.
— Kpię z tego! Drwię sobie z was, nie pójdę na słoninkę, nie złapiecie mnie! Musisz mi oddać książki z obrazkami i twoją nową sukienkę, inaczej zobaczysz — pożrę twego dziadka.
Można sobie wyobrazić, że Marynia obudziła się nazajutrz z żalem w duszy. Ubrawszy się poszła zaraz do szklanej szafy i rzekła:
— Na czemże się to skończy, panie Amarancie? Skoro Mysikról poszarpie moje książki i nową sukienkę, zażąda nowych ofiar, cóż mu dam więcej, powiedz, co mam począć?
Wyrzekając tak spostrzegła na szyi dziadka krwawą plamę. Od dnia, kiedy Marynia dowiedziała się, że Gryzorzeski jest synem kupca, a siostrzeńcem konsyljarza, przestała go nosić na rękach i stała się względem niego tak nieśmiała, że ani go palcem nie dotykała. W tej chwili jednak widząc, że jest ranny, wyjęła go z szafy i zaczęła chustką ocierać plamę krwi, którą miał na szyi.