Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nieprzyjaciół, gdy się dostali do stóp bastjonu, było jeszcze dwunastu do piętnastu; przyjęły ich strzały ostatnie, lecz nie powstrzymały wcale; skoczyli do fosy i chcieli wdzierać się na mury.
— Dalej, przyjaciele!.. — rzekł Athos — skończmy odrazu: do muru! do muru!
Wszyscy czterej z pomocą Grimauda jęli pchać kolbami muszkieterów kawał muru, który począł chwiać się od wiatru i, oderwawszy się od podstawy, spadł z łoskotem okrutnym do fosy: dał się słyszeć następnie jeden wielki okrzyk, chmura kurzu wzniosła się pod niebiosa i po wszystkiem...
— Czyżbyśmy ich zmiażdżyli co do nogi?... — odezwał się Athos.
— Na honor!... coś na to wygląda — rzekł d‘Artagnan.
— Nie — dodał Porthos — widzę oto, jak dwóch czy trzech zmyka, utykając na nogi.
W samej rzeczy kilku biedaków, pokrytych krwią i kurzem, uciekało drogą ku miastu: tyle ich tylko pozostało z całego oddziału.
Athos spojrzał na zegarek.
— Panowie — rzekł — godzina już upłynęła odkąd tu się znajdujemy i zakład już wygrany; lecz trzeba pokazać, co umiemy, a w dodatku d‘Artagnan nie opowiedział nam swojego pomysłu.
— Pomysłu mojego?... — zapytał d‘Artagnan.
— Tak... wszak mówiłeś, że ci dobra myśl przyszła do głowy?
— A! przypominam sobie: otóż wyruszam do Anglji po raz drugi i idę prosto do Buckinghama.
— Nie zrobisz tego d‘Artagnanie — rzekł Athos surowo.
— Dlaczego?... czy już raz tego nie zrobiłem?
— Tak, lecz wtedy nie byliśmy na stopie wojennej; wtedy pan Buckingham był naszym sprzymierzeńcem a nie wrogiem; to, co chcesz zrobić, wyglądałoby na zdradę.
D‘Artagnan uznał słuszność dowodzenia i nic nie odpowiedział.
— Czekajcie — rzekł Porthos — zdaje się, że i mnie coś do głowy przychodzi.