mania obietnicy, danej Athosowi — pojmujesz, że byłoby niepolitycznie wcale nie przyjąć tak wyraźnego zaproszenia. Gdybym nie poszedł, milady, nie mogąc pojąć, dlaczego bywać u niej przestałem, mogłaby tworzyć domysły rozmaite, a w końcu dojść prawdy. Niebezpieczna to rzecz zadzierać z kobietą tak mściwą, gdy przewidzieć niepodobna, co jest w stanie zrobić w zapędzie złości.
— O, mój Boże — rzekła Katty — pan potrafisz tak rzecz przedstawić, iż masz zawsze rację... Zaczniesz się znów do niej umizgać; a jeżeli teraz spodobasz się i zdobędziesz jej serce pod własnem imieniem, we własnej postaci, o! to będzie jeszcze gorzej.
Biedna dziewczyna instynktem odgadywała to, co miało nastąpić. D‘Artagnan pocieszał, jak mógł, dziewczynę i zapewniał, że oprze się mężnie wszelkim pokusom.
Kazał powiedzieć milady, iż czuje wdzięczność ogromną za jej łaskawość i stawi się na rozkaz, nie odważył się jednak odpisać, ze względu, iż wprawne jej oko mogłoby poznać jego pismo. Punktualnie o dziesiątej, d‘Artagnan był już na placu Królewskim. Służba, uprzedzona zapewne, oczekiwała w przedpokoju, i zanim zdążył prosić, już jeden z lokajów oznajmił go milady.
— Prosić — rzekła pani domu głosem dźwięcznym i przenikliwym, tak, że d‘Artagnan słyszał w przedpokoju.
— Nikogo więcej nie przyjmuję!... słyszycie, nikogo!
D‘Artagnan obrzucił milady ciekawym wzrokiem: blada była, a oczy zaczerwienione świadczyły o łzach lub bezsennie spędzonej nocy.
D‘Artagnan przysunął się ze zwykłą galanterją; wtedy wysiłkiem nadludzkim przybrała wyraz spokoju i uprzejmości, choć zapewne nigdy uśmiech tak przyjemny nie gościł na twarzy równie zmienionej.
Na zapytanie d‘Artagnana o zdrowie, odrzekła:
— Słaba jestem, bardzo nawet słaba...
— W takim razie mogę być natrętnym, pani potrzebuje wypocząć... zatem odchodzę...
— Przeciwnie — rzekła milady — zostań, panie d‘Artagnan, miłe twoje towarzystwo pozwoli mi zapomnieć o cierpieniu.
— Oho!... — pomyślał d‘Artagnan — nigdy jeszcze nie była tak przyjemna, miejmy się na baczności!
Milady roztoczyła cały swój powab; rozmawiała do-
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/081
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.