że milady nie jest Angielką, mówiła bowiem po francusku tak poprawnie, iż co do tego upewnił się zupełnie.
D‘Artagnan wysadzał się na komplementy i plótł bajdy niestworzone. Na wszystkie niedorzeczności, jakie prawił nasz gaskończyk, milady uśmiechała się dobrotliwie.
Zauważył nareszcie, że wypada pożegnać miłą gospodynię; wstał, ukłonił się zamaszyście i wyszedł z salonu, uszczęśliwiony przyjęciem.
Na schodach spotkał piękną subretkę, która, przechodząc, potrąciła go lekko i rumieniąc się, zaczęła przepraszać głosikiem tak słodkim, iż przebaczył jej z łatwością.
Nazajutrz d‘Artagnan znów przyszedł z wizytą i przyjęty zostałe jeszcze lepiej, niż dnia poprzedniego.
Lord Winter był nieobecny, sama więc milady bawiła gościa przez cały wieczór. Wypytywała go o stosunki, o przyjaciół, skąd pochodzi i czy nie zamyśla czasem wejść w służbę kardynała.
D‘Artagnan, jak wiadomo, pomimo młodego wieku, odznaczał się rozsądkiem i chytrością; przypomniał sobie zaraz podejrzenia, jakie miał względem milady.
Zaczął więc wychwalać Jego Eminencję i zapewniał, że bezwarunkowo wstąpiłby był do straży przybocznej kardynała, a nie do królewskiej, gdyby znał był tak dobrze pana de Cavois, jak znał pana de Tréville.
Milady zmieniła rozmowę i jak najnaturalniej w świecie zapytała d‘Artagnana, czy był kiedy w Anglji. D‘Artagnan odpowiedział, że był rzeczywiście wysłany dla zakupu koni, których cztery sztuki na próbę przyprowadził.
Milady, podczas całej tej rozmowy, kilka razy aż do krwi usta przygryzała, miała bowiem do czynienia z gaskończykiem, którego podejść było trudno. O tej samej porze, co dnia poprzedniego, d‘Artagnan wyszedł od milady. W korytarzu spotkał znów łądna Katty. Spojrzała ona takiemi oczkami, iż trudno się było omylić, co znaczy to spojrzenie. Ale d‘Artagnan zanadto był zajęty milady, aby na cośkolwiek innego zwrócić uwagę. Nasz gaskończyk poszedł nazajutrz znowu do lady Clarick i tak codzień chodził, a ona przyjmowała go z wzrastającą wciąż czułością.
Każdego też wieczora, wychodząc, spotykał na schodach lub w korytarzu piękną subretkę o zalotnem spojrzeniu. Lecz, jak już powiedzieliśmy, d‘Artagnan nie zwracał wcale uwagi na natarczywość czułej Katty.
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/042
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.