Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko więc było złudzeniem; lecz dla istotnej miłości i zazdrości prawdziwej ponad rzeczywistością górują złudzenia i mrzonki.
Po skończonem kazaniu, notarjuszowa podeszła do kropielnicy; Porthos wyprzedził ją i zamiast jednego palca całą rękę zanurzył.
Uśmiechnęła się notarjuszowa, sądząc, że dla niej się na to zdobył; lecz rychło i okrutnie się zawiodła. Gdy o trzy kroki była już od niego, odwrócił głowę, uporczywie wpatrując się w damę, która, powstawszy, zbliżała się z murzynkiem i służebną.
Kiedy tuż przy nim się znalazła, Porthos wyjął z kropielnicy rękę, pełną wody, piękna nabożnisia dotknęła drobnemi paluszkami grubej jego dłoni, przeżegnała się z uśmiechem i wyszła z kościoła.
Tego już było nadto dla notarjuszowej, żadnej już nie miała wątpliwości, że dama owa i Porthos zalecają się do siebie.
Gdyby była wielką panią, zemdlałaby niezawodnie; lecz, jako zwyczajna notarjuszowa, poprzestała na odezwaniu się do muszkietera z wściekłością, źle pohamowaną:
— Cóż to! panie Porthosie, nie podajesz mi wody święconej?
Na dźwięk jej głosu, drgnął Porthos, jak człowiek zbudzony ze snu stuletniego.
— Pa... Pani!... — wykrzyknął — to pani? jakże mąż jej się miewa, kochany pan Coquenard? Czy zawsze taki sknera, jak był? Gdzież ja miałem oczy, żeby nie spostrzec pani w ciągu dwugodzinnego kazania?
— O dwa kroki znajdowałam się od pana — odparła notarjuszowa. — Lecz nie widziałeś mnie, mając oczy jedynie dla pięknej damy, której podałeś święconą wodę.
Porthos udał zakłopotanie.
— A! pani zauważyłaś...
— Ślepą być trzeba, żeby tego nie widzieć.
— Tak — rzekł od niechcenia — jest to księżna, przyjaciółka moja, z którą bardzo rzadko spotkać się mogę z powodu zazdrości jej męża; zawiadomiła mnie też, że, aby się ze mną zobaczyć, będzie w tym skromnym kościołku w tak oddalonej dzielnicy.
— Panie Porthosie — odrzekła notarjuszowa — czy