Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dośćuczynienia żądaniu tych panów, a on, jak zwykle, odmówił. A!... na miłosierdzie boskie!... słyszy pan, jaka wrzawa!
D‘Artagnan usłyszał istotnie straszny rumor od strony piwnicy.
Powstał i poprzedzany przez gospodarza, załamującego ręce i, mając za sobą Plancheta z odwiedzionym kurkiem u muszkietu, podszedł do miejsca, gdzie rozgrywała się scena.
Dwaj Anglicy byli w rozpaczy, kawał drogi zrobili i umierali z głodu i pragnienia.
— Ależ to tyranja oczywista!... — mówili płynnie po francusku, z lekkim tylko odcieniem cudzoziemskim — ażeby ten skończony warjat nie dał porządnym ludziom wina skosztować. Nuże, wyważmy drzwi, a jak się wścieknie, ha!... w łeb mu palniemy!
— Zwolna, panowie, zwolna!... — odezwał się d‘Artagnan, wyjmując pistolety z za pasa — na to ja nie pozwolę.
— Dobrze, dobrze — odezwał się z poza drzwi spokojny głos Athosa — niech mi się tu pokażą ci zjadacze niewiniątek, zobaczymy, co z tego będzie.
Anglicy, jakkolwiek nie wyglądali na tchórzów, spojrzeli po sobie z wahaniem, jakby w piwnicy tej siedział ludożerca zgłodniały, bohater — olbrzym z bajek ludowych, do którego pieczary nikt przystąpić nie mógł bezkarnie.
Nastąpiła chwila milczenia; nareszcie wstyd im się było cofać i większy z nich junak zszedł kilka stopni na dół i tak silnie kopnął nogą we drzwi, że ustąpiłby nawet mur.
— Planchet — krzyknął d‘Artagnan, odwodząc kurki u pistoletów — ja biorę na siebie tego u góry, a ty weź tego na dole. Chcecie bitwy, panowie! niech będzie bitwa!...
— Boże mój!... — zawołał Athos głosem basowym — słyszę d‘Artagnana, jak mi się zdaje.
— Nie mylisz się — odrzekł d‘Artagnan, podnosząc głos — ja sam, drogi kolego.
— Pysznie! — rzekł Athos — zabierzemy się do tych wywalaczy drzwi.
Anglicy pochwycili szpady, lecz we dwa ognie byli wzięci.