Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchaj, biedny mój Bazinie, zastanów się troszeczkę! na co się zdało być księdzem, proszę? wojny się przez to nie unika; widzisz przecież, że kardynał ma odbyć pierwszą kampanję z szyszakiem na głowie i halabardą w ręku; pan de Nogaret de La Valette jest także kardynałem, a zapytaj lokaja jego, ile razy skubał dlań szarpie?
— Niestety! — westchnął Bazin — wiem ja, panie, o tem; wszystko na świecie przewróciło się do góry nogami.
Tak rozmawiając, wszyscy trzej zeszli na dziedziniec.
— Potrzymaj mi strzemię, Bazinie — zawołał Aramis.
I wskoczył lekko na siodło z właściwą sobie zręcznością, lecz gdy szlachetne zwierzę wspięło się kilka razy i krok zmieniło, odnowił się nieznośny ból Aramisa, muszkieter zbladł i począł się chwiać.
D‘Artagnan, który to przewidywał, nie tracił go z oczu, skoczył doń, pochwycił w ramiona i zaprowadził do pokoju.
— Tak być musi, drogi Aramisie, trzeba, abyś sił nabrał, odpocznij — rzekł — sam pojadę szukać Athosa.
— Tyś człowiek ze spiżu — rzekł doń Aramis.
— Wcale nie, szczęście mi tylko sprzyja; lecz co tu będziesz robił, czekając na mnie? Spodziewam się, że nie glossy o palcach i błogosławieństwach, co?...
Aramis uśmiechnął się.
— Wiersze będę pisał — odparł.
— Zapewne wierszyki, wyperfumowane zapachem, jaki miał liścik służebnej pani de Chevreuse. Naucz Bazina prozodji, to go pocieszy. A co do konia, jeźdź na nim potroszę, to się przyzwyczaisz.
— O! nie troszcz się, zastaniesz mnie gotowego do drogi.
Rozstali się a w dziesięć minut potem d‘Artagnan, poleciwszy Bazinowi i oberżystce przyjaciela, kłusował w kierunku Amiens.
Co się tam dzieje z Athosem; może nie znajdzie go wcale?...
Pozostawił go w okolicznościach bardzo krytycznych. Athos mógł być zwyciężony.
Myśl ta czoło mu zachmurzyła; d‘Artagnanowi z piersi dobywało się westchnienie, a chęć zemsty opanowywała mu serce.