Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Doktór Hiwi spojrzał na bladą twarz chłopca, na jego przygasłe, w głąb cofnięte oczy.
— Nie jesteś chory? — spytał.
— Nie panie.
— A dlaczego wyglądasz, jak w dwa dni po własnej śmierci...?
— Jestem głodny. Dziś znowu nie dowieziono aprowizacji do Berlina... Już trzeci raz w tym tygodniu...
Doktór Hiwi sięgnął spiesznie do kieszeni, wyjął dziesięciomarkowy banknot i wcisnął go chłopcu do chudych palców. Boy starał się uśmiechnąć, ale skrzywił się tylko boleśnie, pokazał białe, anemiczne dziąsła.
— Dziękuję panu. Ale co dziś po pieniądzach... Chleba nie kupi, choćby za dziesięć marek... Ze strachu nie dowożą, a wyjechać po prowianty nie pozwolą... Doprawdy, nie wiem, czy lepiej ludziom chorym tam w barakach na Charlottenburgu, czy nam zdrowym w Berlinie...
— Nie gadaj głupstw! — przerwał mu szorstko doktór Hiwi i szybko przedarł kopertę.
Na bilecie wizytowym skreślonych było tych kilka słów:
„Szanowny Panie Doktorze! Dzięki poparciu księcia Dymitra Strogowa ośmielam się prosić o wyznaczenie mi chwili rozmowy, w której