Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szofer był zadowolony z tej kontroli, lubiał pochwalić się starannością, wprost pietyzmem, jakim otaczał automobile baronowej. Gdy Strogow ukończył już badanie reflektorów, odszedł w kąt garażu, gdzie stała niska, długa „Lancia“. Patrzył na wóz z dziwnem rozczuleniem. W tym wozie tyle razy towarzyszył Luizie za życia jej męża, w drodze do teatrów, na rauty, koncerty i spacery. Tyle pięknych chwil zawdzięczał tej, lśniącej, jakimś ciepłym połyskiem karoserji. Pieszczotliwie dotknął ręką motoru, jakby żywej istocie chciał podziękować za dobrą i wierną służbę. Nagle cofnął rękę.
— Ale też jestem marzycielem... — szepnął z wyrzutem do siebie. Gotów jestem całować się nawet... z motorem.
Niezadowolony z przypływu sentymentu odwrócił się od „Lanci“ i podszedł znów do szofera.
— Jak myślicie Robert, ile będziemy mogli jechać na godzinę.
— Do stu. Gościńce są suche, nie ma obawy o ślizganie się wozu, ale pani baronowa nie lubi zbyt szybkiej jazdy...
— Sądzę, że szybkość taka jest niepotrzebna. Czy wystudjowaliście dobrze mapę?
— Znam ją na pamięć, — przechwalał się szofer. Mimo, iż książę oznaczył tak skomplikowaną turę, mogę wyliczyć każdą wieś między