Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


ROZDZIAŁ II.
POLA ŚMIERCI.

Berlin zamierał.
Ulice miasta przypominały kamienne łożysko wysychającej rzeki, z którego wyłaniają się pokryte szlamem gałęzie i pnie, wznosząc się ku niebu jak wyschłe ręce ludzkie na rozwalonym cmentarzysku. Na napęczniałych dawniej życiem arterjach panowała teraz złowroga cisza. Rzadcy przechodnie biegli szybko, jakby zalęknieni stukiem własnych podeszew o asfaltowe płyty. Niektórzy z nich szli macając laską przed sobą. Wymijano ich bojaźliwie, bo do ich mózgu wkradł się już przeklęty bakcyl zarazy, i spiesznie wysysał z nich życie. Twarze ludzkie ożywiały się jedynie na dźwięk trąbki automobilowej.
Znano dobrze ten sygnał. Na jego dźwięk pobladłe usta szeptały z obłędnym strachem: „Zum Totenfeld!“ — na pole śmierci!
W Charlottenburgu ustawiono na polach żółte, ciągnące się jakby w nieskończoność baraki,