Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Tak panie, to była bardzo porządna dziewczyna. Zapłaciłem jej w niedzielę kino, to dobrze — a nie zapłaciłem — to także dobrze. Śmiała się do mnie i kochała mnie. Chciałem się z nią nawet żenić, ale w lecie jakiś czort mnie zaniósł do Parku Skaryszewskiego. Tańczyli tam w altanie, a nas też ochota wzięła do tańca. Wiadomo, młodzi. Weszliśmy, siedli przy stoliku, a za minutę siadło koło nas kilku moich kolegów. Przyprowadzili jakiegoś fryzjera. Pan wie, takiego „brzytewkę“, co to wylizany, pachnie różnymi olejkami i ze cztery grzebyki ma w kieszeni.
„Brzytewka“ przypalił się do mojej dziewczyny i jazda ją pytać, czy też najnowsze filmy widziała, czy tańczy jakieś shimmy. A skakał, śmiał się i zapraszał ją do tańca. Patrzę — chłop tańczy i nogami suwa, jak ślepy kot po rozpalonej blasze. Wieczorem wracaliśmy razem. „Brzytewka“ wciąż koło mojej dziewczyny, wciąż jej coś do ucha gada, a ona to czerwienieje, to blednie i uśmiecha się do łobuza.
Odprowadziłem ją do domu, a gdy stróż zamknął bramę i sam zostałem na ulicy, to zdawało mi się, że nieszczęście wlecze się koło moich nóg, jak pies bezdomny. Chciałem się rzucić na ziemię i płakać. Potem znów dopędzić „brzytewkę“ i zadusić go temi rękami. Całą noc nie spałem, a przewracałem się z boku na bok, że stara matka pytała, co mi jest.
„I od tego przeklętego wieczoru wszystko się zmieniło... Dziewczynie, jakby kto duszę odmienił. Pachnie już takiemi olejkami, jak „brzytewka“ i codziennie męczy mnie o pieniądze. Wiem, że chodziła do niego. Alem jej nie przyłapał. Raz, to padłem jej do nóg i po butach całowałem, prosiłem, aby była inną. Nie pomogło. Raz, to znów ją zbiłem, że siniak na siniaku siedział na plecach. Także nie pomogło, i dawałem pieniądze to na kino, to na sweter, to na pończochy.
„Nie starczyło tygodniówki, choć robiłem nadgodziny, a i fuszerkę w domach prywatnych. Jeszcze nie starczyło. Zacząłem pożyczać, potem rzeczy wynosić na Kercelak. Do chałupy bałem się przychodzić,