Przejdź do zawartości

Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zakład z kolegą, że dowiem się, kim jest czerwony błazen.
— Czy mógłby mi pan wyjawić nazwisko tego kolegi?
— Nie.
— Nie? — to dziwne... lecz mniejsza o to. A czy ten kolega nie nazywał się przypadkiem Karol Mertinger, — bo postronnie dowiedziałem się, iż zamordowany z kimś się o coś założył?
— Karola Mertingera znałem tylko z widzenia, a nie osobiście, więc żadnych zakładów z nim robić nie mogłem.
— Może mi pan łaskawie wyjaśni, w którem miejscu stał pan ukryty, aby zdemaskować czerwonego błazna.
— Stałem w kącie, który mi wskazał jeden z przekupionych robotników „Złotego Ptaka“, naprzeciw garderoby czerwonego błazna.
— A więc naprzeciw garderoby Nr. 3.
— Tak.
— Może przypomina pan sobie, czy w tym kącie, gdzie pan stał, były ustawione stare dekoracje?
— Tak, przypominam sobie, były tam jakieś stare dekoracje.
— Czy możliwe jest, iż na jednej z tych dekoracyj zostawił pan ślad całej swej dłoni?
— Tak, to jest zupełnie prawdopodobne, bo podparłem jakiś zapylony kawał tektury czy płótna, który groził lada chwila upadkiem.
— A czy później był pan w garderobie Nr. 3.
Na to pytanie Wik nie odpowiedział. Gliński uśmiechnął się zjadliwie.
— Bo widzi pan, panie Skarski, — oprócz odbicia pańskiej dłoni na dekoracji mamy jeszcze