Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie I (1925).djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiatr powiewa, a nagości czem okryć nie mają, a przecie dziesięcinę ksiądz albo pan od niego bierze, Rzplita pobór. Tylko tego nie dostawa, abyśmy jeszcze za dzień kazali im w kościele siedzieć u Pana Boga za nas prosić»[1].

Dobrotliwym, szlachecko-kaznodziejskim tonem bezimienny autor wypowiedział swe napomnienia p. t. Robak sumienia złego, człowieka niebogobojnego i o zbawienie swoje niedbałego. Autor powstaje na niesprawiedliwość i wyzysk panów względem poddanych, dla których powinni być, jak przodkowie, ojcami. «Na niektórych miejscach widzimy, że cały tydzień poddani robią i to ani z prawa żadnego, ani z podania przodków, ani ze zwyczaju pospolitego, ani z własności, ale z ucisku arendarzów naprzód, a potem i panów niemiłosiernych poszło... Niech każdy uzna, jako jest rzecz obciążliwa i niesłuszna robić każdy i cały dzień w tydzień, i często wszystkich, to jest gospodarza, żonę, dzieci i czeladź z domu na zaciąg wypędzają i każą bez wytchnienia robić... biją i prawie katują... Także podwody nieznośne, gdzie jeno i kiedykolwiek pan każe, by i za kilkanaście, abo za sto kilkadziesiąt mil a to nie raz w rok, ale ile się razy panu podoba i to wszystko strawą i kosztem swoim... Są tak niemiłosierni panowie, iż gdy za kilkanaście mil do drugiej majętności jego przyjedzie, ani koników na trawę puścić, ani chłopkowi jeść dać rozkaże... Utrapieni poddani i w święta spokoju nie mają, gdy ich albo do młyna, abo na targ, abo w in-

  1. Przytoczone u Z. Gorgasa Poglądy ekonomiczne w Polsce XVII w. Lwów 1902, s. 98.