Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/485

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ile serc nieskalanych! A na ich oświatę,
Wszak mamy jezuitów kolegja bogate.
Toż w Rzeczypospolitej nie dziwna nowina,
Daj mu miejsce, szlachcicu, obok twego syna!
Płać podatek do skarbu, jak i kmiotek płaci,
Szlachtę nazywasz bracią, miejże tych za braci!
Ja piję zdrowie kmiotków! Hej, kto ze mną pije!?

Nikt nie przyłączył się do tego toastu. Przeciwnie, oburzona szlachta porwała się do szabel i chciała śmiałkowi «obciąć uszy». Obraz zrozumiały. Takie wygłaszać zasady i takie stawiać żądania, nietylko w epoce sejmiku, ale w czasie ukazania się poematu, mógł tylko szlachcic, uważany za Filipa z Konopi. W nielicznych umysłach płonęło mdłe światełko, pozwalające im dojrzeć konieczność zmiany stosunku panów ziemskich do chłopów, większość jednak szlachty albo drwiła z niej, albo się oburzała. W «Wiejskich politykach» ojciec mówi o swym synu, który twierdzi, że «Duch Boży sam do chatek wieśniaczych kołata».

Zmęczy go postępowa nad chłopstwem mozoła,
Pocznie chłostać jak drudzy i żyda powoła,
Pocznie do wiejskich dziewcząt zalecać się dzielnie
I zamiast szkoły wiejskiej, zbuduje gorzelnię.

Inny, bezwstydniejszy «polityk» dowodzi, że chłop jest kapitałem, procentującym pracą.

Chłop chce wódki, daj wódki, to za trzech ci skosi,
Żyd nie w tem zły, że chłopa rozpaja jak zwierzę,
Ale że nasze zyski sam do siebie bierze,
Ja nie mam żyda w karczmie, bo nie chcę podziału.

W poematach «Janko cmentarnik», «Staropolskie roraty» i in. wypowiadał Syrokomla swą miłość