Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/345

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wcale nie rozumieli.[1] Te też wzięli w powstaniu udział dobrowolny bardzo nielicznie a przymusowy niechętnie. Wogóle albo zachowywali się biernie, albo pomagali władzom rosyjskim zdradzaniem lub chwytaniem powstańców[2]. Nie próżnowała też agitacja rosyjska,

  1. Ks. A. Różański O samouwłaszczeniu, (Paryż 1863) pisał: «Nie dziwmy się, ani nie miejmy chłopu za złe, gdy na wezwanie: «Bij się za ojczyznę!» — odpowiada: «Bić się za innych? Ja zawsze pozostanę, jak jestem». Autor wymawia Rządowi Narodowemu, że nie uwłaszczył wszystkich wyrobników i żydów, uprawiających ziemię. Co do ostatnich rząd rosyjski spełnił jego życzenie. Po powstaniu w Książeczce politycznej włościanina polskiego (Bendlikon 1865) mówiło się: «Nie dokazaliśmy jeszcze (zbratania stanów), bo się chłop w to szczerze nie wdał a inni na jedno zgodzić się nie mogli. Ci do Baru a tamci do Targowicy, ten do Napoleona a tamten do Aleksandra... o chłopie ani dudu, chyba po pańszczyznę, podatek i rekruta a chłopów chmara, w nich moc niepobita, jak będzie ochota... Chłop, zawsze zapomniany, nie znał wolności i prawie żałował posłać swego parobka na obronę sprawy jakby nie swojej. To też kosa brzękła hucznie tylko pod Racławicami».
  2. Berg, czerpiący ze źródeł urzędowych, pisze: «Na popasach, które zwykle odbywały się w karczmach lub zajazdach, odosobnionych poza wsiami, podróżnych (idących do powstania) spotykały różne ironiczne uwagi ze strony chłopów... «Co, chłopcy, idziecie do lasu, na dobrą sprawę, po jabłka? Uważajcie tylko, aby nie były kwaśne»... W niektórych okolicach włościanie do tego stopnia byli niezadowoleni tym napływem leśników, że udawali się do swych władz gminnych a nawet do naczelników powiatu i dowódców oddziałów wojskowych z zapytaniami, czy nie powiązać i nie odstawić tych wałęsających się i szkodliwych ludzi... W czasie chwilowego odpoczynku wśród marszu, w jakiejś małej wioszczynie, gdy żołnierze wojewody Markiewicza rozproszyli się po chatach, jeden chłop zapytał go: «Czy to prawda, że tym Polakom aż trzech