Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwycięstwach pod Wawrem i Dembem, zupełnie ogładził i nadał mu postać już niewywołującą zgrozy przeżytków szlacheckich. Zalecał bowiem tylko, ażeby wszystkich bez wyjątku włościan uznano nie za czeladź dworską, lecz za wolnych obywateli kraju; ażeby grunty i budynki, nadane włościanom, nie były uważane jako wynagrodzenie za pracę dla dworu, lecz za przedmioty dzierżawy; ażeby robocizny wykonywane z tych posiadłości przyjęte były, jak gdyby czynsz dzierżawny, płacony pieniędzmi; ażeby po trzyletniem trwaniu pańszczyzna zamieniona była na czynsz pieniężny i ażeby umowy piśmienne odnawiane były co trzy lata; wreszcie, ażeby przy każdej sprzedaży dóbr ziemiomiercy wyraźnie oddzielali na planach posiadłości włościańskie od dworskich, a taksatorowie osobno je oceniali, sądy zaś i notarjusze, kierujący licytacją, osobno wystawiali na sprzedaż, pozostawiając pierwszeństwo nabycia posiadaczom dotychczasowym. Naturalnie wszystko to dotyczyło tylko dóbr narodowych i naturalnie projekt upadł. Jeśli wyłączymy Szanieckiego, to śród posłów nie znajdziemy ani jednego, któryby w sprawie wyzwolenia ludu rozumiał nakaz czasu, potrzebę narodu i obowiązek sprawiedliwości, któryby w największym rozpędzie ataku nie zatrzymał się i nie cofnął przed nietykalną twierdzą i kaplicą z cudownym obrazem «świętej własności ziemskiej prywatnej». Ileż tam zużyto górnych słów, udanych rozczuleń, sfałszowanych haseł wolności, obłudnych zapewnień i akrobatyki logicznej, ażeby obalić projekt rządowy a przynajmniej go odroczyć z nadzieją, że w odwłoce przepadnie. «Nie czas», «nie pora», «nie śpieszyć się»,