Przejdź do zawartości

Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego bożyszczami. W r. 1826 wszedł do najwyższej klasy Liceum Warszawskiego. Tegoż roku wystąpił z pierwszym literackim utworem (nie licząc owej zagubionej «bibuły» ); był to wprawdzie tylko przekład, ale i dziś nie każdyby się na taki przekład zdobył. Oto «Świteziankę» Mickiewicza na łacinę przełożył! W szatę klasyczną przyoblókł najniesforniejszą romantyczną poezyę.
Powieści «historyczne» Walter-Scotta otwierały przed jego wyobraźnią rycerskie średnie wieki; rozmiłował się młody Zygmunt na dobre w tęczowych obrazach przeszłości «zbrojnej, zakutej w stal.» Widział w niej ideał życia, tak różny od tego, na co patrzał, że fantastyczny świat pomysłów Walter Scotta wydał mu się rajem utraconym. Na długie lata będzie Walter-Scott mistrzem jego twórczości i pokarmem jego wyobraźni. Owocem tego wpływu bardzo rychłym i bardzo znamiennym był utwór p. t. «Grób Rodziny Reichstallów,» który wyszedł z pod pióra piętnastoletniego Zygmunta Krasińskiego. Pisał on powieść swą w rozgorączkowaniu, w godzinach, na sen przeznaczonych. Fr. S. Dmochowski wydrukował ten utwór w dodatku literackim do «Gazety Korespondenta Warszawskiego» w r. 1828 bez wymienienia autora. Bezimienność jest od samego początku cechą stałą literackiej działalności Zygmunta Krasińskiego.
«Grób Rodziny Reichstalów» jest bardzo ciekawą próbą piętnastoletniego młodzieńca. Są tam już pierwsze przebłyski pewnych upodobań i zamiłowań, które z czasem urosną do charakterystycznych znamion twórcy «Irydyona». I tak np. motyw zemsty, nieubłaganej, nienasyconej, pogańskiej, mamy już tutaj; na lat dziesięć przed wydaniem arcydzieła piętnastoletni autor wprowadza w «Grobie R. Reichstalów» bohatera, który poświęca zbawienie swej duszy dla dogodzenia zemście, wprowadza szatana, zawierającego układ na wieczność, Alan mówi do szatana: «mnie Wallenstein, a tobie ma dusza!» Kiedyś zawoła do Masynissy Irydyon: «Mnie Rzym — tobie duszę moją!» Wyobraźnia dobiera tu sobie dziecinnych jeszcze strojów, zgodnych z romantycznem zamiłowaniem do lochów, trumien, strachów. Charakterystyki są oczywiście słabe, dotyczą ubiorów, nie duszy ludzkiej; ale pobudki i działania są trafnie odczute, chociaż nie dość po literacku rozwinięte.
Po zdaniu egzaminu dojrzałości przeszedł Zygmunt Krasiński w r. 1828 do Uniwersytetu Warszawskiego. Przyjaciółmi jego w tym czasie byli Konstanty Gaszyński i Konstanty Danielewicz. Obaj pisywali «poezye», a jako starsi, umieli poradzić mlodszemu. Pracowitość Zygmunta była nadzwyczajna; oprócz wykładów uniwersyteckich i cichaczem pisanych powiastek historycznych, przetłómaczył na francuski język część pierwszą dzieła Lelewela o «początkowem prawodawstwie polskiem,» Przekład ten ogłosił L. Chodźko w Paryżu w r. 1830 przy dziele Malte-Brun’a (Tableau de la Pologne ancienne etc.) p. t.: «Essai historique sur la legislation civile et criminelle jusqu’au temps de Jagellons... par J. Lelewel... traduit par Sigismond Krasiński, sous les yeux de l’auteur.»
Pierwsza młodość, pierwsze porywy żywiej bijącego serca przyniosły Z. Krasińskiemu nowe, silne uczucie: miłość. Po przelotnych, nietrwałych westchnieniach dla tej lub owej piękności warszawskiej zwrócił uczucie swe ku pani Romanowej Załuskiej, wychowanicy jenerała Krasińskiego, przebywającej stale w jego domu. Młoda, urocza mężatka, przyjmowała w salonie swym liczne grono świetnych pań i panów, sama, bo mąż był w więzieniu śledczem wraz z innymi. Darzyła ona młodego Zygmunta uczuciem siostry, starszej, czułej, nie domyślającej się nawet, że w młodzieńczem sercu roznieciła ognie silnej, trawiącej się w sobie namiętności.
Sprawy publiczne wyrwały Zygmunta Krasińskiego z marzeń miłosnych. Wyrok sądu sejmowego z r. 1827 w sprawie obwinionych o zdradę stanu, odrębne stanowisko, jakie ojciec jego w tym sądzie zajął, osamotnienie domu, tak przedtem gwarnego i rojnego, — wszystko to przejęło go do najwyższego stopnia. Nie przewidywał, że bieg wypadków i jego dotknie. Niewzięcie udziału w pogrzebie senatora wojewody, P. Bielińskiego pociągnęło za sobą w skutku znane zajście w Uniwersytecie, którego głównym sprawcą był przyjaciel do niedawna, Leon Łubieński. Do pojedynku między młodzieńcami nie przyszło, bo ojcowie wyprawili ich z Warszawy: Łubieński pojechał do Edymburga na dalsze studya, a Zygmunta Krasińskiego postanowił jenerał wysłać do Genewy. Cios moralny, jaki w 17-ym roku życia dotknął niespodziewanie i niezasłużenie tak wraźliwego młodzieńca, był głęboki, nie zabliźnio-