Przejdź do zawartości

Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

«Przystępujemy coraz bliżej do rozpoczęcia dzieła, któreśmy sobie zawiązaniem naszego towarzystwa dokonać zamierzyli. Dzieło to ma obejmować rozpoznanie całego obszaru nędzy i niedoli klas ubogich, upadających codzień pod uciskiem niedostatku, ma dalej zgłębić przyczyny ich nędzy materyalnej, a następnie obmyśleć środki usunięcia już dokuczającej biedy i zaradzenia grożącej. Kto się nad całą objętością tego, co dokonać mamy, chwilę tylko z uwagą zastanowi, przyzna, że to jest dzieło olbrzymie, opasane trudnościami, na które co chwila natrafiać będziemy, a do których przedewszystkiem należą: szczupłość funduszów, trudność wyszukiwania stosownego zatrudnienia z jednej, a brak energii, opuszczenie się, odwyknienie i niechęć do pracy z drugiej strony. Ale moi panowie, tem silniej odrazu postanowić sobie powinniśmy dojść do celu naszych życzeń i tem prędzej staniemy u szczytu przedsięwzięcia, im silniej nas wspierać będą niewyczerpane środki nasze: gorliwa chęć służenia bliźniemu i wytrwała cierpliwość w ciągłem opiekowaniu się nędzą i ubóstwem, jakoby młodszem, nieletniem jeszcze rodzeństwem naszem.
«Ludzie potrzebujący wsparcia, mający prawo do współudziału dobroczynności swych bliźnich, których los pod względem zamożności lepiej opatrzył, dzielą się na dwa wielkie oddziały, z których pierwszy obejmuje tych wszystkich, co się bez istotnej jałmużny obejść nie zdołają, drugi zaś tych z pomiędzy wszystkich, na pracę rąk swoich w urządzeniu socyalnem wskazanych, co przez wpływ rozmaitych okoliczności, pomimo chęci i zdolności, nie są w stanie potrzebom swoim zaradzić.
«Że do pierwszego oddziału ci się tylko liczyć powinni, których fizyczne kalectwo, wiek lub choroba obok sierot, do pracy niezdolnych, stawia, równie przyznamy, jak to, że powinnością naszą jest nie uchylać im naszej jałmużny. Ale dalej darowizna i dobroczynny datek rozciągać się nie powinny, jeżeli nie mają służyć za źródło moralnego opuszczenia i zepsucia się ludzi. Węgielnym kamieniem, na którym się dobry byt ziemski wszędzie i zawsze wspiera, jest praca. Skromność i rządność w wydatkach, moralne prowadzenie się i uczciwe pełnienie swych powinności w egzystujących, socyalnych stosunkach, za nią dopiero następują, na niej się, jak na opoce, wspierają, bez niej zaś całkiem są niczem. Gdyby ta klasa ubogich, którą drugi obejmuje oddział, wskutek lepszego, niż to, jakie dotąd odbiera, socyalnego wychowania, pokochała pracę i rządność gospodarczą, jako jedyne i najpewniejsze źródło swych skarbów; gdyby w niej chęć do pracy zrosła się z chęcią wygodnego życia na ziemi, która nam wszystkim mniej lub więcej wrodzona; gdyby nadto urządzenie stosunków socyalnych kiedykolwiek w taki sposób załatwione być mogło, że każdemu i w każdej chwili nietylko dostatecznej ilości pracy dostarczy, ale za razem tak ocenionej, że wymiana zapłaty wystarczy na wygodne utrzymanie pracownika — natenczasby wszelka nędza znikła odrazu z pośród ziemskiego świata. Nie byłoby nędzy na ziemi, a każdy człowiek, poznawszy wartość niezawisłości od zewnętrznych stosunków, jakąby mu natenczas własna praca zapewniała, doszedłby własną drogą do uczucia własnej godności, tej najwyższej potęgi naszej duszy, której dotychczas ani religia, ani mniemana oświata wywołać nie potrafiły.»
Z przytoczonych mów przekonywamy się, jak szeroko pojmował Marcinkowski powinności klas społecznie uprzywilejowanych wobec klas upośledzonych i jak pragnął on i usiłował usuwać nie chwilowe niedostatki, ale przyczyny nierówności społecznej.
A źródłem tych wszystkich, dla dobra innych podejmowanych usiłowań i bezustannej pracy, była głęboko odczuta miłość ludzkości i narodu, na co dowód mamy w liście, pisanym w r. 1842 do przyjaciela swego Karola Stablewskiego z okazyi uczty na cześć jego w Bazarze wyprawionej. «Boże daj, bym zupełnie potrafił zapomnieć o sobie, bym wyrzeczeniem się samego siebie doszedł do owej doskonałości, jakiej Zbawiciel świata po zwolennikach swojej nauki wymagał. Boże daj, by mi chęć pełnienia moich powinności nigdy nie zastygła, abym do końca mego życia wytrwał gorliwie w miłości bliźniego: by mi ciągła podnietą mego działania było to zaspokojenie duszy, żem nie zszedł z toru prawego człowieka. Boże daj, aby pomiędzy nami na silnej podstawie miłości bliźniego wzrosło w błogi dla ludzkości owoc płodne drzewo równości bratniej. Bóg nas stworzył bez różnicy: jako jednostajne dla wszystkich znamię, dał piętno