Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzi święto umarłych. Około północy kobieta w żałobie, błaga Guślarza, by wywołał tego, «co przed laty wielu, zjawił się po jej weselu». Guślarz jednak choć używa całej zaklęć potęgi, wywołać go nie może. A więc wśród żywych być musi. I oto nagle w jasnowidzeniu, dostrzega go w czarnym płaszczu jadącego gdzieś daleko z innymi. Raz tylko rzucił okiem za siebie, jak gdyby chciał całą przeszłość ogarnąć i unieść ją w dalsze życie ze sobą. Powiada nadto, że pierś miał krwią zbroczoną, że w nim tkwiło mieczów tysiące, ale obok tego miał i ranę na czole: «Tę ranę sam sobie zadał — Śmierć z niej uleczyć nie może». A więc to aluzya do owego zamiaru samobójstwa, za które Gustaw odbywa w części IV pokutę. «Milion», uosobiony w Konradzie, pomimo spotkania na swej drodze Henryety-Ewy, nie może zapomnieć tej, która w zaraniu żywota była jego duszy światłem i życiem. Po ukończeniu tej pracy poeta opuścił Drezno w końcu czerwca 1832 r. i w towarzystwie Ignacego Domejki wyruszył do Paryża gdzie za pośrednictwem Lelewela umieścił się tymczasowo w mieszkaniu Bohdana Zaleskiego.
W sierpniu na uczcie, wyprawionej dla Dwernickiego, zetknął się Mickiewicz ze Słowackim, który tylko co, dwa tomiki swych Poezyj ogłosił. Ale ów Julek, który już dzieckiem zazdrościł Mickiewiczowi sławy poety, teraz, gdy ten zaczął z nim o wileńskich czasach rozmowę, nie miał nic lepszego do powiedzenia, jak przypomnieć mu zajście w salonie matki z Śniadeckim. Mickiewicz, nie podejrzewając złośliwości w Słowackim, który niedawno jeszcze przesyłał mu do oceny swe wiersze, śmiał się dobrodusznie z tego zdarzenia. Gdy jednak Juliusz, zdobywając się niby na komplement, powiedział mu, że go uważa za pierwszego w Polsce poetę, a ktoś, stojąc z boku, zaczął wciąż powtarzać: Nadtoś skromny! półgłosem, wówczas Mickiewicz widząc, że to rzecz ukartowana, wydął dumnie swe usta i od Słowackiego odstąpił. Powiadają, że ten był urażony na Mickiewicza, iż się o jego poezyach wyraził, że są świątynią bez Boga; ale zachodzi pytanie, czy to nie po tem spotkaniu poeta nasz do Dziadów ojczyma Juliusza wprowadził?
Mickiewicz zajmował się dokończeniem przekładu Giaura i druk Dziadów rozpoczął. Do tych zajęć przybyło nowe: od Stefana Garczyńskiego otrzymał rękopism: Dziejów Wacława z prośbą, by się zajął jego wydrukowaniem. Nim jednak mógł zadość temu życzeniu uczynić, otrzymał wiadomość, że Garczyński zapadł nagle na chorobę piersiową i pod opieką Klaudyi Potockiej jedzie przez Szwajcaryę do południowej Francyi. Poeta odłożywszy wydawnictwa na stronę, natychmiast podążył na jego spotkanie; ale znalazł go już umierającym. Zgryziony jego śmiercią, wrócił do Paryża, by zająć się na nowo wydawnictwem Dziadów i Wacława. Dziady wywarły wielkie wrażenie, ale oburzyły w najwyższym stopniu Słowackiego, który wprowadzenie Doktora poczytał za zniewagę wyrządzoną swej matce, jako noszącej jego nazwisko. W pierwszej chwili chciał wyzwać Mickiewicza na pojedynek, i zaledwie go od tego zamiaru odwiódł przyjaciel jego Skibiński; ale pobyt swój dłuższy w Paryżu uznał za niemożliwy i z końcem roku do Genewy wyjechał. Tymczasem Mickiewicz otrzymał list od Niemcewicza z Londynu z wielkiemi pochwałami dla Dziadów i z usilną zachętą, by następne akty, jak najprędzej wykończył. Ale nosił się już z innym pomysłem: miał pisać Pana Tadeusza.
W twórczości naszego poety to jest godnem uwagi, że po utworach wulkanicznych, podmiotowej natury, następuje zwykle ewolucya w kierunku wprost przeciwnym. Tak po Dziadach (część II i IV) pisze Grażynę; po tytanicznym zaś Konradzie, utwór, rozwijający się nurtem tak spokojnego natchnienia, iż wielu z wielbicieli poety nie mogło uznać na razie olbrzymiego w nim postępu twórczości i miało mu za złe, iż z wyżyn orlego wzlotu zstąpił na poziomy powszednich spraw ludzkiego żywota. Tymczasem było to naturalne zjawisko. I po pierwszej burzy «chmurnej» młodości i po okresie piorunowych trzaskawic wieku męskiego, poeta czuł potrzebę zawinięcia do jakiejś zacisznej przystani, by w niej dla ducha znaleźć choćby chwilę wytchnienia. Obecnie zaś była inna jeszcze tego przyczyna. Poeta dojrzał. Wszystkie jego władze duchowe rozwinęły się w pełni, dostroiły do zupełnej harmonii, słowem, geniusz jego znalazł się wtem stadyum rozwoju, na jakiem niegdyś znajdował się ród grecki, gdy swą cielesną i duchową naturę doprowadził do równowagi zupełnej i uwydatnił ją w dziełach wiekuistej piękności. Przez takie apogeum przechodzi twórczość każdego wielkiego artysty. W epoce młodości, po pierwszych próbach klasycznego zakroju, poeta wszedł na dro-