i zamówił u Thorwaldsena model, według którego posąg miał być odlany w Warszawie. Ale pomysł ten, którego urzeczywistnieniu 36,000 zł. poświęcił, dopiero po jego śmierci, za staraniem Juliana Niemcewicza, trzeciego z kolei prezesa Towarzystwa, w 1829 r. doszedł do skutku.
Natomiast jeszcze za życia doprowadza do pożądanego końca inny, długo żywiony zamiar: »poprawy i udoskonalenia losu nietylko współczesnych, lecz i najdalszych pokoleń.« Nabyte hrubieszowskie dobra, w ciągu ubiegłych lat 20, podniósł on staranną gospodarką do niebywałej świetności. Nie dla siebie przecież podejmował trudy i nakłady. Temi dobrami miał on teraz obdarzyć całą gminę hrubieszowską i w tym celu nakreślił głęboko obmyślaną ustawę, która, jak się zdawało, powinna była wśród obdarzonych na zawsze dobrobyt ustalić. Oprócz bowiem oddania gruntów członkom gminy na własność, założył jeszcze kasę, ze znacznym kapitałem zakładowym, z której ci, w razie klęsk losowych lub dla przebudowania domów drewnianych na murowane, mogli zaciągać pożyczki. Gdyby gmina przyszła do stanu takiego dobrobytu, iżby z kasy niepotrzebowała korzystać, kapitał ma rość z procentami, a gdy tym sposobem kapitał nowy się wytworzy, wówczas, nie naruszając zakładowego, gmina obowiązaną jest wieś sąsiednią zakupić, wcielić do swego obrębu i na nią przelać wszystkie dobrodziejstwa zapisu, z których sarna korzysta. Te zakupy miały się do nieskończoności rozszerzać; nad ścisłem zaś wykonywaniem Ustawy, czuwać miał odpowiednio uposażony prawnik, oraz inni urzędnicy, nadani gruntami. Tak samo Staszyc uposażył Szkołę wydziałową, nauczycieli i doktora. Zapis ten i ustawa zatwierdzone w r. 1822 przez cesarza i króla, wywołały niezadowolenie, zwłaszcza wśród obywateli sąsiadujących z Hrubieszowem. W projekcie bowiem wykupu wsi dopatrywali zamachu na wywłaszczenie ich z posiadanych majątków, jak gdyby to można było zmusić kogo do sprzedaży, jeżeli sam przez odłużenie nie podkopie swoich praw własności. Krzyki więc na radcę stanu, Jakóbina, nie miały żadnej podstawy, zwłaszcza, że sam projekt skupu był wielce problematyczny. W ogóle ustawa Staszyca zdradza filantropa-ideologa, który się nie liczy z naturą ludzką, lecz ją do swych pomysłów przykrawa. I w w. XVIII byli podobni mu filantropi; ale ci swoje projekta chcieli przeprowadzać stopniowo. Naprzód w dobrach swych pańszczyznę zamieniali na czynsze, by następnie przez nie, wykup samej ziemi ułatwić. Tym sposobem poddani pracą zdobyć mieli prawo własności. Tymczasem nadanie Staszyca było darme, bez ograniczeń i warunków. Obdarzeni otrzymywali wszystko bez własnej zasługi i wysiłków; więc też dar nie zapewnił im dobrobytu, lecz przeciwnie, zniechęcił do pracy. Hrubieszowianie nietylko nie przykupili żadnej wsi, lecz zmarnowali i fundusze, które miały wzrastać z latami. Tego jednak nie doczekał Staszyc, gdyż dopóki żył i czuwał nad własnem dziełem, gmina rozwijała się pomyślnie. Ale pod koniec życia z innej strony dotknął go cios nader bolesny, który odczuł głęboko. Było to następstwem sporu, który się wywiązał pomiędzy nim, a ministrem skarbu, ks. Lubeckim, uznającym gospodarkę górniczą Staszyca za zbyt kosztowną, a za mało w stosunku do nakładów dla skarbu przynoszącą korzyści. Istotnie Staszyc całą swą działalność skierował ku wydobywaniu miedzi, ołowiu i srebra, którym pokłady miedzianogórskie, nigdy nazbyt obfite, lada chwila wyczerpaniem groziły. Tymczasem północne podgórze gór Ś-to-Krzyzkich zawierało nieprzebrane bogactwo rudy żelaznej, której eksploatacya mogła przynosić daleko większe dochody. Zarzut był słuszny; ale Staszyc, uważając się za twórcę krajowego górnictwa, nie chciał go uznać i, ulegając złudzeniom, że wyczerpujące się pokłady w Miedzianogórze w dalszem polu kopalnianem znaleźć się muszą, obstawał uparcie przy raz obranym kierunku. Tymczasem ks. Lubecki, w sprawozdaniu złożonem cesarzowi na ręce ministra sekretarza stanu, wykazawszy straty, spowodowane przez zbyt jednostronne prowadzenie robót górniczych, wyjednał dekret, na mocy którego górnictwo w r. 1824 oddane w zarząd Komisyi Skarbu zostało. Ugodziło to, jak piorun, w Staszyca. Oburzony podstępnem działaniem Lubeckiego, zażądał natychmiast dymisyi, postanawiając na zawsze usunąć się od spraw publicznych. Namiestnik wszakże, nie chcąc pozbawiać kraju usług tak znakomitego męża, dołożył wszelkich starań, by cios zadany mu, o ile można złagodzić i powzięte przezeń w rozżaleniu postanowienie odmienić. Jakoż, wyjednał dla niego order Orła Białego i tytuł ministra stanu z prawem zasiadania w Radzie
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/200
Wygląd
Ta strona została przepisana.