Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niedbaniu strasznem i uprawianej wyłącznie tylko przez baby nieuczki, wyobrażenia o jej zasadach naukowych nie mające. Pomimo tylu i tak trudnych zajęć, niezmordowany profesor, zaraz po przybyciu do Krakowa, wziął na siebie nadto obowiązek lekarza ubogich studentów i spełniał go przykładnie przez lat 19.
Nie zadawalając się kształceniem uczniów dobrowolnie na uniwersytet przybywających, przemyśliwał jeszcze nad tem, żeby ich liczbę pomnożyć, ponieważ gnębiła go myśl, że ilość lekarzów w kraju jest zbyt małą, i że zatem tylu chorych bez pomocy rozumnej cierpieć musi. W chęci zapobieżenia brakowi temu wypracował podanie do Komisyi Edukacyjnej, które znalazłszy uwzględnienie wywołało dwa uniwersały królewskie, w latach 1784 i 1785 wydane, nakazujące, żeby wszystkie miasta i miasteczka koronne wysłały swoim kosztem w terminie oznaczonym do Krakowa po jednym, odpowiednio przygotowanym młodzieńcu, mającym kształcić się na lekarza albo chirurga; po ukończeniu zaś nauk mieli stypendyści ci osiadać w miastach, które na nich łożyły i wykonywać w nich swą sztukę. Pomysł ten, rzeczywiście bardzo dobry i rozumny, pomimo, że znalazł poparcie rządu, nigdy w całości swej urzeczywistnionym być nie mógł, stanęły temu na zawadzie wypadki polityczne.
Król Stanisław August, umiejący cenić ludzi nauki i nagradzać ich zabiegi, udzielił Czerwiakowskiemu w dniu 18 kwietnia r. 1785 godność archiatra i konsyliarza nadwornego, a w r. 1791, wraz z listem bardzo łaskawym, ręką własną J. K. Mości pisanym, przesłał mu ustanowiony przez siebie złoty medal zasługi.
W czasie wojny r. 1794, przez Naczelnika siły zbrojnej narodowej mianowany lekarzem naczelnym w głównym lazarecie przy Św. Piotrze w Krakowie, prawdziwie po ojcowsku zajmował się licznymi rannymi, nie czyniąc różnicy żadnej pomiędzy swoimi a obcymi, widząc w nich tylko bliźnich, pomocy jego potrzebujących. Nie zapomniał też przy sposobności tej o słuchaczach swych, starając się, aby pomagając mu w pracy około ranionych, ćwiczyli się w chirurgii, nabierając w wykonywaniu jej wprawy większej.
Sterane wieloletnią pracą siły, zaczęły coraz częściej niedopisywać wątłemu od urodzenia profesorowi, spełnianie obowiązków wielorakich stawało mu się coraz trudniejszem, z żalem więc rozstać się musiał z zajmowaną przez lat 26 katedrą, ustąpił z niej d. 4 maja r. 1805, otrzymując emeryturę całkowitą.
Przywykły od lat tylu do pracy nieustannej, nie umiał inaczej zużyć stanu spoczynku, jak na pracę dalszą, w inny tylko sposób wykonywaną. Jako profesor obarczony tylu zajęciami i zupełnie oddany uczniom swym nie znajdował dawniej nigdy dosyć czasu do zabawiania się piórem, a przynajmniej do wykończania i wydawania prac swoich, dlatego też z okresu owego posiadamy tylko dwie rozprawy jego drukiem ogłoszone, okolicznościowe, krótkie, ale pełne treści. Teraz, mając czasu wolnego aż nadto, zajął się uporządkowaniem rękopisów dawniejszych i wykończeniem obszernego dzieła, wykład całej chirurgii obejmującego, chcąc w ten sposób trwałą po sobie zostawić pamiątkę i dać w ręce młodzieży mniej biegłej w językach obcych możność uczenia się w mowie ojczystej. Poświęciwszy ostatnie lata życia pracy tej, rozpoczął druk części pierwszej p. n. «Narząd opatrzenia chirurgicznego». Gdy tom jej piąty opuszczał prasę, znakomity uczony i wielki obywatel zgasł d. 5 lipca r. 1816, tom szósty odbito w roku następnym. O dalszych sześciu tomach, mających objąć choroby chirurgiczne szczegółowo opracowane, rozumie się, już nie mogło być mowy, nawet zdaje się, że rękopis zaginął. Wydana część pierwsza w sześciu tomach, na 1992 stronicach zawiera: desmurgię, akiurgię w najszerszem słów tych pojęciu, oraz krótki wykład działania i skutków leków wewnętrznych; 36 tablic rytych na miedzi podług rysunków Wiktoryna Rybickiego i Jerzego Klimkego, uczniów autora, służyć miało do objaśnienia tekstu. Nakład, na koszt autora wytłoczony, obejmował 2000 egzemplarzy, a mimo to dzieło należy dziś do wielkich rzadkości bibliograficznych, ale, niestety, nie dlatego, że rozchwytane zostało, lecz że po śmierci autora zapomniane leżało w drukarni uniwersyteckiej, i, jak powiada L. Bierkowski, «całkiem na widok publiczny nie wyszło, a później zupełnie prawie na makulaturę zniszczone zostało.» — Taki los spotkał znakomitą pracę jednego z najzasłużeńszych uczonych naszych.
Ktokolwiek miał sposobność przeglądania dzieła Czerwiaowskiego, na swe czasy rzeczywi-