Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak ona. Osobiste szczęście złożył na ofiarę wyższej idei. Dusza jego nie mogła przenieść dopiero ostatniego wstrząśnienia i stała się rozbitą harfą, w której się wszystkie struny naraz porwały. Zresztą utrapionemu jego życiu położył koniec r. 1807.
Puławy od r. 1797 zaczęły przybierać nową i, co dziwniejsza, świetniejszą postać, niż ją miały w latach ubiegłych. Przybyło im wiele nowych budynków, z których Dom gotycki i Świątynia Sybilli, wzniesione przez Aignera, stanowiły celniejszą ich ozdobę. Również napływ gości o wiele się tu powiększył. Dla ks. A. Czartoryskiego, który dawny tytuł jenerała ziem podolskich na godność feldmarszałka wojsk austryackich zamienił, obecnie Wiedeń stał się punktem ciążenia, a ta okoliczność wpłynęła wielce na rozszerzenie jego stosunków. Obok rodów spokrewnionych, lub z Czartoryskimi dawną przyjaźnią związanych, przesuwało się tu jak w kalejdoskopie mnóstwo cudzoziemskich postaci.
Najznamienniejszym wszakże, bo stałym rysem ówczesnych Puław, to zogniskowanie w nich ludzi, nauce lub poezyi oddanych. Jan Paweł Woronicz, Grzegorz Piramowicz, Fr. Zabłocki, Kajetan Koźmian, Ernest Groddek, Jan Kruszyński, Ignacy Tański, jenerał Ludwik Kropiński, wreszcie Julian Ursyn Niemcewicz, z Ameryki przybyły — oto zastęp mężów literaturze oddanych, nie mówiąc o znakomitościach obcych, jak np. pani Krüdener, wsławionej romansem Walerya — którzy tu pomiędzy r. 1797 a 1808 bawili.
Księżna Wirtemberska zwykle zimę przepędzała w Wiedniu, na lato zaś zjeżdżała do Puław, gdzie obok pomagania matce w gromadzeniu pamiątek, zajmowała się ludem i przewodniczeniem w zabawach dorastającej w domu jej rodziców młodzieży. Codzienne wszakże obcowanie z tylu znakomitymi mężami, jakich wymieniliśmy powyżej, sprawiło, że umysł jej od natury uposażony hojnie, pomimo zabaw i towarzyskich rozrywek, nie rozpraszał się jak u tylu innych kobiet na fraszki, ale zasilany czytaniem, zdobywał coraz szersze i poważniejsze na życie poglądy. Wreszcie od r. 1809 na zimę osiadała w Warszawie. Pomimo też czterdziestu kilku lat przeżytych, obdarzona bujną wyobraźnią i żywe m uczuciem, zabrała się do napisania powieści, która pod pewnym względem ma epokowe w naszej literaturze znaczenie.
Utworem tym jest Malwina, czyli domyślność serca, wydana bezimiennie w r. 1816, w dwóch tomikach w Warszawie i do r. 1829 mająca 4 wydania. Pisząc ją, chciała księżna sfrancuziałemu społeczeństwu przypomnieć, «że niema tego rodzaju pisma, do którego język polski nie byłby zdolnym,» — innemi słowy: że w nim można wyrażać jak najtkliwsze uczucia.
Nowością w tej powieści było kunsztowne, acz nie bez naciągań, zawiązanie intrygi, opartej na bliźnięcem podobieństwie dwóch braci, jedno imię noszących, ale umotywowanej dobrze i stąd utrzymującej uwagę czytelnika w napięciu do końca niemal utworu. Takiego węzła nie umiał zadzierzgnąć ani Krasicki w Doświadczyńskim, ani Krajewski w swej Podolance, Pani Podczaszynie i w Leszku Białym, wzorowanym na Telemaku a tem mniej Jezierski w Rzepisze, oraz Goworku. To też pomimo nieprawdopodobnych nieraz zawikłań, powieść ta dziś jeszcze może być czytana z zajęciem, tchnie bowiem w szczegółach prawdą, braną wprost z rzeczywistości. Taki opis Krzewina, to najwierniejszy obraz Puław z ich pałacem, festynami, parkiem, łachą wiślaną i całem otoczeniem sielankowem. Co ważniejsza, że autorka umie odczuwać piękność natury i malować ją z wdziękiem i prawdą. Do tego nie był zdolny u nas żaden jeszcze z pisarzów. Również wiernie kreśli obraz ówczesnego społeczeństwa w stolicy. Wprawdzie, podobnie jak Krasicki, zamiast wykończonych wizerunków, daje tylko sylwetki, ale umie w nie włożyć zawsze charakter. Jakże wybornie np. naszkicowała taką wielko-światową jak Doryda kokietkę, albo majora Lisowskiego, pełnego bufoneryi zjadacza serc niewieścich i zawołanego walsera; albo jak zresztą subtelnie umie uwydatnić różnice pomiędzy tak bliźnięco-podobnymi do siebie braćmi jak Melsztyńscy, a którzy przecież zasadniczo różnią się charakterami umotywowanymi różnicą warunków, w jakich upływało ich życie. Wyborna także trzpiotowata Wanda, siostra Malwiny, a już ona sama, występując na plan pierwszy w powieści, traktowana jest najszerzej nietylko co do charakteryzujących ją rysów zewnętrznie, lecz i pod względem różnych stanów duchowych. Ale prawdziwą galeryę typów roztacza autorka przed nami, wprowadzając nas z kwestującą Malwiną do różnych domów warszawskich. Jakiż to pyszny typ owego pana,