Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdy w nie uderzy burza, co całem społeczeństwem zachwiała. Wtedy, już u progu starości, zaśpiewa jeszcze jedną pieśń, ale silniejszą od wszystkich innych, gdy rozpocznie zawodzić: «Żale Sarmaty nad grobem Zygmunta Augusta» i z goryczą zawoła: «Jakże ten wielki trup do żalu wzrusza!... w tem ciele była milionów dusza.» Obywatelski ten głos odezwie się i w prozie u niego, gdy Szczęsnemu Potockiemu rozwijać spróbuje swoje poglądy zdrowe, postępowe, demokratycznie zabarwione na «Rzeczpospolitą.»
Religijność i patryotyzm, to dwa najszczersze i najgłębsze uczucia w sercu Karpińskiego.
Pozostał po nim jeszcze jeden zabytek oryginalny i zajmujący, ale trudno powiedzieć, aby sympatyczny; to jego: «Pamiętniki, obejmujące epokę czasu od r. 1741 do 1822 wraz z historyą życia autora;» spowiada się w nich poeta szczerze i z prostotą ze wszystkiego, co widział, przeżył, doświadczył, kreśli swój własny wizerunek duchowy, nic zacierając rysów, które go dzisiaj w naszych oczach trochę szpecą. Te skargi, utyskiwania, stękania na los, na nieuczynność króla, który go tylko słodkiemi słówkami karmi, a chleba skąpi, na magnatów, którzy «mu nic nie dali,» na innych, co biorą biskupstwa, pensye dożywotne, królewszczyzny, dobra pojezuickie, albo kaduki, ta chciwość parweniusza i karyerowicza, który pragnie, aby mu za to płacili suto, iż jest poetą i kochankiem Justyny, że «zaszczyt robi panowaniu Stanisława Augusta, żyjąc wtedy, gdy król ten na tronie siedzi,» to ciągłe niezadowolenie z tego, co się ma, bo chciałoby się mieć więcej i to dlatego tylko, że inni więcej dostali, — wszystko to razi i obniża moralną wartość człowieka w poecie. Ale na wytłumaczenie swoje może Karpiński powiedzieć, że jest dzieckiem swojego czasu i podobnym do tych innych synów Apollina, pozostających «na garnuszku» u króla mecenasa i magnatów, naśladujących hojnego monarchę.
Że go zaczęsto odprawiają z niczem, to zapewne dlatego, iz jest natrętnym, że się naprasza i że szlachetka z galicyjskiego Pokucia, z jakiegoś zapadłego kąta w Stanisławowskiem, urodzony w odległym Hołostkowie, zachowuje do końca życia typ i charakter prowincyonalisty, który przypadkiem zabłąkał się tylko na salony wielkiego świata, polecony przez same muzy, z tytułem poety. Brodziński, który go jeszcze widywał za życia, powiada, iż «był wzrostu miernego, z twarzą oznaczającą raczej uczciwego i pracowitego wieśniaka, niżeli czułego poetę i męża z wielkim światem obeznanego. W obcowaniu więcej wesoły, niż dowcipny, pożądany był w gronie przyjaciół, mniej odznaczający się w salonach. Wśród zaufanych miał tę serdeczną wesołość, dla której każdy go więcej kochał, niż chwalił z dowcipu. Wstrzemięźliwy przez całe życie, W starości aż do przesady skromne i regularne życie polubił. Poznawszy świat wielki, oddalił się od niego, nie przez to, żeby go znienawidził, lecz że nie był do niego zdatny.»
Trawiony ambicyą dążył do odznaczeń wyższych nawet, niż zasługiwał, mimo to w rzeczywistości nie był pokrzywdzonym ani moralnie, ani materyalnie; dawano mu korzystne dzierżawy, wyrabiano intratne miejsca, trzymano na dworach, aż około r. 1792 za protekcyą szambelana Badeniego otrzymał w puszczy Białowieskiej przywilej na kawał ziemi. Kraśnik nazwał Karpinem i tam się zagospodarował, wziąwszy niemal zupełnie rozbrat z poezyą dla chleba. Na kilka lat przed śmiercią dokupił sąsiednią Chorowszczyznę i w niej życia dokonał. Na grobie swoim w parafii Łyskowskiej kazał położyć napis: «Oto mój dom ubogi;» jeszcze z poza grobu musiał poskarżyć się na ubóstwo, chociaż mu ono nigdy prawdziwie za życia nie dokuczało, jak Zabłockiemu, lub innym.

M. Gawalewicz