łach mistrzów obcych, czerpiąc z nich przykłady stylu dramatycznego, formy i kolorytu orkiestrowego. Oto jedyna szkoła, jaką Kurpiński ukończył. Został samoukiem i to, co umiał, sobie tylko samemu zawdzięczał. A jak bogatą posiadał intuicyę, o tem świadczy fakt, że ile razy nią się tylko kierował wyłącznie, ilekroć szukał natchnienia w piersi własnej, tyle razy tworzył dzieła oryginalne, które, mimo liczne uchybienia względem technicznej roboty kompozytorskiej i stylu, niepospolitą przedstawiały wartość muzyczną. Wszystkie zaś inne, zwłaszcza opery z lat późniejszych, w których wyrzekłszy się prostoty, szczerości uczuć i wierności własnym ideałom, naśladował niewolniczo styl, formę i rysunek melodyjny Rossiniego, nigdy trwałem nie cieszyły się powodzeniem. Ów zgubny wpływ Rossiniego przejawił się, acz nieznacznie, już w wielu pierwszych operach Kurpińskiego, w ostatnich wszakże przybrał tak wielkie rozmiary, że było już w nich więcej pomysłów twórcy «Cyrulika,» aniżeli Kurpińskiego. Sarkała na to krytyka, sarkali i przyjaciele Kurpińskiego, radząc mu, by otrząsł się ze szkodliwego wpływu i zerwał pęta, któremi dobrowolnie własną okuł muzę, ale napróżno.
Napróżno jeden z największych jego zwolenników i protektorów, L. A. Dmuszewski, w wierszu poświęconym mu z okazyi imienin dnia 28 stycznia 1826 r. mówi:
Skutkiem twojego gustu, skutkiem twojej pracy,
Już zgodnie Euterpie hołdują Polacy.
Wśród nas, tobą żyje Rossyni.
Lecz przebacz!... słusznie wielu cię wini,
Że modnego Orfeja poświęcony sławie,
Już o słowiańskiej lutni zapominasz prawie.
Nastrój ją!... wspomnij na ową porę,
W której wielbiono twoje: Jadwigę, Kalmorę!
Powróć do własnej gęśli, niech po smutnej dobie
Pierwsze radosne pienia będziem winni tobie!
Kurpiński pozostał głuchym na rady życzliwe; wyparł się własnych ideałów, dobrowolnie zerwał struny na gęśli rodzimej i dostroił ją niebacznie do kamertonu liry Rossiniego, gwoli dogodzenia chwilowemu gustowi publiczności ówczesnej. Dla tego właśnie dzieła jego tak szybko zeszły z repertuaru operowego.
Ten smutny fakt, lubo wielką szkodę wyrządził muzyce ojczystej, nie obniża wszakże doniosłości wpływu dzieł jego na rozwój muzyki polskiej i nie zmniejsza olbrzymich zasług Kurpińskiego.
A były one wszechstronne i w skutkach niebezowocne. Do jego czasów opera warszawska nie posiadała ani śpiewaków wykształconych, ani orkiestry należycie skompletowanej, ani nawet chórów stałych; te bowiem, w razie potrzeby, rekrutowano z grona artystów dramatycznych! «Jak trudno było dobrze przedstawić na widok jakie dzieło (mówi Pamiętnik sceny warszawskiej
za rok 1839), kiedy artyści dramatyczni musieli być uniwersalnymi i wszędzie jednocześnie być gotowymi nawet do chórów. Dziś, każda gałąź sztuki scenicznej ma oddzielne indywidua i każdy artysta może przy pracy i talencie godnie jej odpowiedzieć. Miasto nie podniosło się tak olbrzymio, bogactwa nie przybyło, a nigdy widowiska nie miały cienia nawet tej wspaniałości i przepychu, jakie mają dzisiaj» etc.
Zasługę owej «wspaniałości i przepychu,» opera warszawska winna wyłącznie Kurpińskiemu. On to bowiem zorganizował chór stały, on skompletował orkiestrę, on wykołatał od dyrekcyi teatralnej zaopatrzenie magazynu opery w świetne kostyumy i przyrządy sceniczne — z których dotychczas jeszcze śpiewacy dzisiejsi korzystają — on postarał się o założenie szkoły śpiewu, sam kształcił w niej śpiewaków i z tak dobrze zorganizowaną falangą artystyczną wystawiał największe opery mistrzów obcych, jak np. «Robert dyabeł,» «Żydówka,» «Niema,» «Koń śpiżowy,» «Cyrulik» i inne.
Niemałe też zasługi Kurpiński położył na polu pedagogiki muzycznej. Do jego czasów nie było ani jednego podręcznika teoretycznego, na którymby kształcić się mogła młodzież ówczesna. Kurpiński zaradził złemu, wydawszy na początek szkołę na fortepian, «Zasady harmonii» i «Przykłady do zasad harmonii.» Następnie, w celu podniesienia poziomu muzykalności ogólnej i obznajmienia publiczności przynajmniej z zasadniczemi prawidłami estetyki, wydawał w 1820 r. własnym kosztem pismo peryodyczne p. t. «Tygodnik muzyczny.» Nie znalazłszy jednak poparcia, z trudem doprowadzić zdołał swe pismo do 26-iu numerów, poczem tak pożyteczne wydawnictwo musiał zawiesić. W następnym roku, niezrażony próbą nieudaną, wznawiał dwukrotnie «Tygodnik,» ale i tym razem bez powodzenia.