Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gactwa językowego w społeczeństwie naszem po jego politycznym upadku.
Już epoka Stanisława Augusta, spadkobierczyni czasów saskich, w których nic prawie godnego uwagi twórczość rodzima nie wydała była, ujawnia znaczący postęp na polu poprawności i piękności języka literackiego. Lecz doskonalenie się owego organu myśli występuje w całej pełni dopiero w czasach późniejszych i bądź dzięki wpływowi b. Towarzystwa przyjaciół nauk, a następnie dzięki powołanym do bytu katedrom wszechnicy warszawskiej w epoce Królestwa Kongresowego język ten dochodzi do doskonałości zupełnej, tak, że dziś nawet, w epoce, gdy piśmiennictwo rodzime zyskało ilościowo na rozszerzeniu granic swego wpływu, należałoby upatrywać postęp — w cofnięciu się pod zewnętrznym względem do ideału czystości i piękności stylu, przekazanego nam w pismach mistrza Mochnackiego.
Spuścizna to, ilościowo biorąc, niewielka. W pięciu tomach pism Mochnackiego, po doliczeniu kapitalnego dzieła historycznego p. t. «Historya Narodu polskiego w r. 1830 i 1831,» opisującego epizod dziejowy, którego sam autor był uczestnikiem czynnym, i rozprawy magistralnej «O literaturze polskiej w wieku XIX» — reszta składa się z artykułów okolicznościowych, które dziś straciły już tę doniosłość, jaką miały w chwili swego pojawienia się, lecz nie straciły cech dokumentu pomocniczego dla odtworzenia postaci, która wespół z młodo zmarłym bratem Kamilem żywo przypominała wspaniałe rzymskie wzory Tyberyuszów i Cajusów Grakchów, zabłąkane na tle szarem nowoczesnem.
Jak dzieła Maurycego Mochnackiego wyróżniają się niezwykłością swoją, tak też niezwykłem było i życie ich autora.
Wyjątkowe jedynie, i to genialne postaci stwarzają pomnikowe dzieła czynu i myśli w młodzieńczym wieku. Geniusz — który, jak to trafnie określił Goethe, jest cierpliwością — wymaga lat całych dla swego wyrobienia. Największe dzieła twórczości powstały w epoce dojrzałości męzkiej pisarzy, gdy już nauka i doświadczenie życiowe przebyły okres swego powolnego rozwoju.
Mochnacki swe pomnikowe dzieła utworzył przed trzydziestym rokiem życia i nic w nich nie ujawnia młodzieńczej krewkości, chyba zapał, wiekowi właściwy.
Były one świadectwem wyjątkowej dojrzałości umysłu błyskawicznego, lotnego, przenikniętego na wskroś wzorami czynów i słów wielkich mężów klasycznej starożytności, które młodzieniec zapragnął wcielić we własne duchowe jestestwo i niemi się w życiu kierować.
Młodość Maurycego (ur. 1804) spłynęła w gnieździe, w którem głowa rodziny, Bazyli Mochnacki, szlachcic starego autoramentu, mówca i prawnik z zamiłowania po cofnięciu się z areny publicznej wszystkie chwile życia swego poświęcił kształceniu umysłu, serca i woli synów swoich. Obdarzony niepospolitą pamięcią i posiadając nauki encyklopedycznie, tak świetnie zdołał ich przysposobić, że Maurycy, nie uczęszczając do szkół publicznych, jedynie z domowej edukacyi złożył egzamin dojrzałości w Warszawie w roku 1820.
Rektor Linde był wysoce zdumiony znajomością łacińskiego języka, jaką Maurycy okazał.
Rodzina Mochnackich, opuściwszy majątek dziedziczny Bojaniec, w Galicyi, w obwodzie Żółkiewskim położony, przeniosła się dla edukacyi Maurycego, Kamila, Tymoleona i córek do Królestwa, gdzie Bazyli Mochnacki otrzymał posadę asesora w prokuratoryi, a następnie radcy prawnego w komisyi oświecenia.
Nieszczęściem dla Maurycego i Kamila choroba piersiowa, której podlegał ich ojciec, przeniosła się i na nich dziedzicznie. Wszystkie siły żywotne ich organizmu skupiły się w umyśle, który wybujał jak cudny kwiat na słabej łodydze, nie rokując długiego istnienia wyjątkowo uzdolnionym młodzieńcom.
Maurycy, zapisany na kurs pierwszoroczny prawa, uczęszczał do Uniwersytetu Alexandryjskiego, marzył o karyerze dyplomatycznej, grywał z bratem na fortepianie i zabawom właściwym wiekowi zupełnie się nie oddawał. Umysł jego zajęty był nieustannie ideałem bohaterów starożytności, których żywoty ciągle odczytywał i zasadami ich się przejmował. Towarzystwu nigdy udzielać się nie chciał.
— «Gdzie znajdę w towarzystwie — mawiał do matki (Maryi z Dembińskich) — owych wielkich ludzi, którzy w książkach sami się mnie Nasuwają