Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nagle pani wyraziła życzenie, czybym jej tego psa nie podarowała. Wzdrygnęłam się; wyczułam myśl, że chce skórę z niego przyłożyć na piersi chorego, a tłuszcz z jego wnętrzności przysposobić do picia, jako lekarstwo dla chorego. Wzbraniałam się, mówiąc, że wiem, co ona chce z nim uczynić. Słowa tej pani popłynęły, jak potok. Ujęła mię za rękę, prosząc:
— Niech pani zrobi tę ofiarę ze swego ulubieńca, niech pani pozwoli na tę próbę. Wszak wiem, że pani jest na tyle szlachetną, iż więcej ceni życie człowieka, niż zwierzęcia.
Jej słowa mnie ujęły, choć wcale nie czułam zupełnego spokoju ducha. „Tak, życie człowieka jest cenniejsze, niż zwierzęcia“ — zaczęło silniej odzywać się we mnie. Jednak spojrzałam na lekarza. Ten nie posyłał żadnej myśli, tylko patrzał na mnie i na panią. Pomyślałam: Pewnie nie może dobrze złączyć się myślą ze mną wobec żywo gestykulującej pani, wywierającej dziwny wpływ na mnie.
Uległam prośbie tej pani, ale smutno mi jakoś było w duszy. Tłumaczyłam się jej, że nie mam łańcuszka dla togo psa, a on dobrowolnie z nią nie pójdzie. Żal mi go było, bo wiedziałam, jak on szybko rozprasza różne elementarne siły, walące się do mieszkania wraz z ludźmi. Był takim małym stróżem mojej aury. Lecz ta pani, jakby już miała wszystko zgóry obmyślone, wyjęła z torebki długi, cienki łańcuszek i założyła go psu na szyję.
Czułam, że z każdą chwilą więcej ulegam jej wpływowi i jest mi coraz smutniej. Ktoś jakby zsyłał mi na usprawiedliwienie tego czynu takie myśli: „Życie człowieka cenniejsze jest od życia zwierzęcia“. Spojrzałam na lekarza, pytając, czy mam pobiegnąć za tą panią odebrać jej pieska? Lecz, znów nie mogłam porozumieć się z nim. Skądś uporczywie wchodziła myśl, niby jako odpowiedź od niego: „Życie człowieka cenniejsze jest od życia, zwierzęcia“.
Bałam się spojrzeć w stronę opiekuna; czułam, że coś stało się niewłaściwego. Smutno mi było, że pewnie mojem niezdecydowaniem zasmuciłam opiekuna. Tymczasem pani z moim białym psem zupełnie zniknęła już pomiędzy domami. A mnie zaczęły uświadamiać się ponownie myśli te pierwsze, jakie zjawiły się przy przeglądaniu chorego: „Niedługo zakończy wędrówkę życia, nic nie potrafi zatrzymać go na ziemi, takie jest przeznaczenie wyższe. Ma być wolnym, wyrównał swoje długi, niewiele już jego karmy na ten żywot. Może spocząć w zaświecie, a w następnych życiach będzie odrabiał sobie resztę.“
— Pies, pies, mój biedny pies — zaczęło się coraz boleśniej odzywać w mej duszy.
W takim niepokoju płynęły godziny, zapadł wieczór. Myślałam sobie: „Oj, żeby im ten pies uciekł. Nie dałabym go już, nie dała dla takiego celu, kiedy i tak to już nic nie pomoże!“
Naraz wyraźnie usłyszałam huk strzału, jakby tuż przed domem i żałosny skowyt psa. Nogi pode mną zadrżały; usiadłam na krześle, zakrywając twarz rękami. Wiedziałam to na pewno, że strzelają psa, by zdjąć z niego skórę. Zasłoniłam twarz rękami z usilnem ży-