Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kobieta ta jest ciężką karmą obarczona. W poprzedniem życiu była akuszerką i wiele płodów zniszczyła, bogacąc się na tem i ciesząc się, że nikt nie dowiedział się o jej niecnej robocie. Teraz spłaca swoją karmę. Obecnie cieszy się jeszcze, że będzie miała dziecko — i to będzie całą jej męką przez całe jej to obecne życie, że nie doczeka się dziecka, którego tak pragnie ona zarówno, jak i jej mąż. Ten pewnie ją przez to znienawidzi i rozejdzie się z nią, bo on będzie poniekąd tem głównem narzędziem wyrównania sceny karmicznej. Nienawiść jego będzie miała źródło już gdzieindziej, w innej krzywdzie, którą mu ona ongiś wyrządziła.
Widzisz tamte duchy? — dodał, wskazując mi. — To duchy świadomie źle czyniące i znające karmę różnych ludzi. Wiedzą one dobrze, że ona nie jest w ciąży, lecz podtrzymują te jej myśli, dodając do nich obrazy, wytworzone przez siebie; przybierają na siebie we śnie postać maleńkiego, ładnego dziecka, uśmiechającego się do niej, to znów trochę większego, niby już starszego, wołającego: „mamo, mamo“. A ona tak się cieszy temi snami.
Ujrzałam, jak we wielkim koszu leżały u niej całe stosy dziecięcej garderoby. Skwapliwie przygotowywała bowiem z najlepszego jedwabnego płócienka i drogich koronek bieliznę dla niemowlęcia. Mały pokoik u siebie nazwała już pokoikiem dziecięcym, przygotowała tam zawczasu bogaty wózeczek, nowe łóżeczko, a wysoka, biała, elegancka kołyska, cała spowita w koronki, stała już przy jej łóżku, w którem zamierzała odbyć poród. Rodzinę powiadomiła o radosnej wieści i nienarodzone jeszcze dziecko miało już i chrzestnych rodziców, zawczasu obranych. Sprytne duchy, oglądając te bogactwa i wszystkie przygotowania na przyjście dziecka, robiły pocieszne miny. Mąż kobiety miał też już gotowy bogaty prezent dla żony, kostjum, suknię i pierścień z djamentem, które chciał jej wręczyć, jak tylko dziecko się narodzi.
...I poszła do lekarza. Ten skrupulatnie zaczął ją badać, aż krople potu wystąpiły mu na czoło. Był to ten sam, który jej poprzednio powiedział był, że jest od czterech miesięcy w ciąży. Zmieszany pytał ją raz i drugi:
— Więc to ja, ja, pani wówczas powiedziałem, że pani jest w ciąży, tak?
— No tak, pan przecież pamięta, żem tu była i pan mi mówił, że to już czwarty miesiąc ciąży.
— Ach tak — odrzekł lekarz, — lecz ja nie miałem wówczas czasu na dokładne zbadanie pani, a teraz widzę, że tu coś jest nie w porządku. Pani musi pójść do szpitala.
Kobieta zaczęła błagać, żeby nie dawać jej do szpitala; ona już mu dobrze zapłaci, niech ją tylko w domu leczy. Fala karmy zaczęła na nią uderzać. Lękała się, sama nie wiedząc jeszcze, dlaczego; zaczęła się bać niby szpitala. Otrzymała lekarstwo, które kazał jej zażywać, polecając jej, że skoro tylko uczuje dolegliwości, coś w rodzaju bólów porodowych, to zaraz ma po niego przysłać.
I tak się stało. Przyszły bóle podobne do porodowych i z macicy wyszło wszystko. Ujrzała to swoje dziecię w kuble: niekształtną