Nadmieniłam na początku, że przy patrzeniu wzrokiem ducha nie wpadam w trans, nie tracę przytomności i t. d. Początkowo jednak, kiedy zaczęłam patrzeć świadomie w świat myśli, ducha i światy astralne, czułam przy zamknięciu powiek, jakby całe moje ciało wpadało w dziwny stan omdlenia, nie tracąc jednak przytomności umysłu i świadomości tego, że siedzę, lub leżę, no i patrzę. Im dłuższe były chwile patrzenia wzrokiem ducha, tem bardziej odczuwałam znużenie po otworzeniu cielesnych powiek, a kiedy spojrzałam do lustra, twarz była pobladła, a oczy wyglądały zupełnie, jak u człowieka, budzącego się z omdlenia. Przytomności umysłu na planie fizycznym nie miałam wówczas zupełnie jasnej. Gdy ktoś n. p. rozmawiał wówczas obok mnie, nie zdawałam sobie sprawy, o czem to właśnie mówią i pytałam nieraz, jakby nagle zbudzona ze snu: „Co, co, co...? Czego chcecie?“ Pierwsze pytanie „co?“ powtórzyłam szybko czasem 5 i 6 razy; druga myśl: „Czego chcecie?“ popłynęła już bez sennego zająknienia.
Trochę gorzej przedstawiała się sprawa, jeżeli w chwili takiego przebudzenia nikt nie patrzył na mnie. Spojrzenie innych bowiem szybciej przywodziło mię do opamiętania na planie fizycznym.
Wiele przykrości dla mnie pociągało to za sobą, jeśli w nieznajomości sprawy brano stan mój duchowy za zwyczajne omdlenie i gwałtownie nacierano mi mokrym ręcznikiem ręce, czoło i skroń, obawiając się zwłaszcza oznak słabego bicia serca. Wyrywanie mnie w ten sposób z przeżyć w świecie ducha było dla mnie katuszą nie do wypowiedzenia, gdy jeszcze w dodatku wływy strachu obecnych