Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niebawem zobaczyłam w pobliżu siebie białego niedźwiedzia. Jeszcze dziś na samo wspomnienie odczuwam znów to chłodne jego spojrzenie. Niedźwiedź stał nieruchomo i patrzył na mnie. Zwróciłam się myślą do mego opiekuna, lecz ten nie zbliżał się, powiedział tylko:
— Podejdź do tego zwierzęcia, połóż mu rękę na czoło i pogłaskaj je.
Lecz ja ani nie drgnęłam; jakieś niesamowite uczucie, jakiś lęk nie pozwolił mi wykonać polecenia.
— Nie bój się, idź, nie stanie ci się nic złego — powtórzył.
Po tych słowach zbliżyłam się do tego białego zwierzęcia, przyczem zauważyłam, że w miarę, jak się zbliżałam, oczy niedźwiedzia zaczęły się zmieniać, stając się jakieś zmęczone; gdy stanęłam przy nim, przymknął je zupełnie. Zaledwo położyłam rękę na jego czole, usłyszałam smutne, przeraźliwe tony, wydobywające się jakby gdzieś z jego wnętrza. Gdy go głaskałam po głowie, muzyka stawała się łagodniejsza, aż wkońcu przypominała żałosne skomlenie psa. Skomlenie to pochodziło z wnętrza jego zwierzęcej duszy; wydobywało się może dlatego, że ja myślałam wówczas o jego duszy, ujarzmionej wśród tych lodowców. Moje współczucie dusza zwierzęcia odczuła i faliste dźwięki pomruku zamieniły się w żałosne skomlenie. Wyczułam także, że ta dusza zwierzęca pragnie się do mnie jakby przytulić w żałosnej skardze...
Tymczasem opiekun mój poszybował już ze mną w inne strony. Dłuższą chwilę unosiliśmy się nad Japonją i Chinami, gdzie wskazywał mi między innemi na owe podziemne żyły i szczeliny, które powodują wstrząsy skorupy ziemskiej. Wskazywał mi na wiele innych jeszcze miejsc, gdzie są napozór już wygasłe, lecz ponownie do wybuchu gotujące się wulkany.

∗             ∗

Wiele jeszcze przeżyłam, ujrzałam i usłyszałam w ciągu tej wędrówki w zaświecie podczas owego letargu, trwającego niespełna dwie doby. Przeżycia te były niejako przygotowaniem do dalszej, właściwej już pracy mej w zupełnej świadomości duchowej. Niepodobieństwem jest opisywać tu, choćby tylko pokrótce, dzieje owej wędrówki. Wrócę do tego jeszcze w ciągu książki. Podkreślę tylko jeden moment:
Im dłużej trwało omdlenie mego ciała na ziemi, tem bardziej oddalałam się z opiekuńczym swym duchem od ziemi tak, że na chwilę straciłam ją z ócz zupełnie, a nawet i myśl, że żyję na niej. Przeszłość, długa przeszłość, miljony lat trwająca, błyskawicznie zaczęła się przede mną przesuwać tak, że niepodobna było mi zrozumieć tego wszystkiego dokładnie. A jednak w duchu czułam, że obrazy te nie są mi nieznane, że są związane ze mną i z wielu innymi ludźmi, o których w owej chwili czułam, że są mi jakoś bliskimi, lub przynajmniej że mają ze mną jakąś styczność. Nie mogłam sobie tak błyskawicznie przypomnieć wszystkich okoliczności i wszystkich