Gdy oczy nieszczęśliwca już się obróciły w słup a krew stygła na ziemi, duch jego był już nawpół odłączony od ciała. Nie czuł już tak strasznej boleści, jak przy zadaniu sobie rany, za to odczuwał mocny strach, jak gdyby był przez kogo prześladowany.
A było tak, bo oczy ciemnego ducha śledziły swoją ofiarę jakby z obawy, aby mu nie uciekła. Trwało to tak siedm dni, nim duch odłączył się zupełnie od ciała. Ponieważ nić jego życia była nagle przerwaną, dlatego peryspryt jego ducha odłączał się powoli od ciała.
Po siedmiu dniach wlókł ów ciemny duch nawpół świadomego ducha pomiędzy swoich, do swego obozu. Było tam dziwne zebranie duchów przeważnie czarnych. Niewielu tylko z pomiędzy nich było zupełnie żółtych z zielonymi prążkami na twarzy. Wszyscy powstali na przybycie nowego przyjaciela i przywitali go hymnem, którym ów nowicjusz został oszołomiony do reszty. Mieli bębny różnej wielkości, a pałki, któremi bębnili, ozdobione były trupią głową. Naokoło nich znajdowały się różne przyrządy, nie brakowało kleszczy, nożyc i piłek. Pominęłam to, nie rozumiejąc ich przeznaczenia. Patrzałam dalej. W dalszem ich otoczeniu znajdowało się mnóstwo byków i bawołów w ogrodzie, utworzonym z łańcuchów. Dwóch duchów, chodzących pomiędzy niemi kołyszącym ruchem, kłuło owe straszne elementy, te zaś ryczały przeraźliwie.
Elementy zaś wściekłych psów przedstawiały widowisko jeszcze więcej przerażające. Duchowie rozpalali nad ogniem trójkątne żelazo, wsadzali je pomiędzy psy a następnie do aury nowej ofiary, ducha człowieka, którego dopiero co przyprowadzili. Ten zaczął się strasznie rzucać. Znów zagrano hymn. Przy hymnie i hałaśliwej muzyce rzucono nowego towarzysza pomiędzy wściekłe psy, skąd po niedługim czasie wydobyto go i oddano z powrotem temu, który go był przyprowadził.
Nie widziałam więcej owego ducha, gdyż odwracałam od niego uwagę. Dopiero w następnym roku, podczas pięknego letniego wieczora, ujrzałam go wskutek następujących okoliczności:
Mój znajomy, młody jeszcze człowiek, niealkoholik, badający cośkolwiek tajemnice życiowe, prosił mię, bym popatrzała na przyczynę, z powodu której on dziś zabił pewne zwierzę, ponieważ go uczynek ten bardzo niepokoił. Popatrzałam
Strona:Agnieszka Pilchowa - Kilka obrazków chorób umysłowych.djvu/27
Wygląd
Ta strona została skorygowana.