Strona:Adolf Pawiński - Portugalia.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I.
Lizbona. — Przyjazd. — Zagajenie kongresu antropologicznego.

Zwolna ukazuje się na widnokręgu złote słońce, czarodziejskim blaskiem oświécając okolicę, na którą poraz piérwszy spogląda zdumione nasze oko. Jesteśmy nad brzegiem Tagu, zbliżamy się ku miastu. Niebawem Lizbona roztoczy przed nami swe wdzięki niewysłowione, swą krasę nieopisaną. Dwie noce, spędzone bezsennie niemal w wagonie i dzień cały skwaru afrykańskiego wśród podróży z Madrytu, nie zdołały ostudzić zapału, z jakim dusza pragnęła napawać się krajobrazem, od chwili, kiedy słońce rozpoczęło swą drogę całodzienną po wysokich szlakach niebieskiego przestworza i rozświéciło nam jaśniéj okolicę, odzianą jeszcze w szarą, napół zamierzchłą powłokę.
Widok przecudny z jednéj strony pochłania na chwilę uwagę naszę; spoglądamy w drugą, a tam urok jeszcze większy, blask jaśniejszy, a koloryt tak barwny, tak ujmujący, że ani wiem w piérw-