Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w jaką godzinę otworzyła oczy i popatrzyła na niego przytomnie — uśmiech jakiś dziwny nieziemski okrasił jej twarzyczkę, ścisnęła go lekko za rękę i szepnęła: luby mój, dziękuję ci — taka jestem szczęśliwa. Zamknęła znów oczy a on nie mogąc już zapanować nad sobą, wybiegł do drugiego pokoju i tam wybuchł płaczem — łzami szczęścia złotemi.
I żona przychodziła szybko do zdrowia a on ciągle balansował koło niej raz jako mąż troskliwy i zaniepokojony, to znowu jako lekarz pewny swej ręki i wiedzy.
Gdy już siadała na fotelu, rozmawiali często ze sobą, unikając jakoś tematu operacji, aż w niej przeważyła kobieca ciekawość i zapytała: Janku, rzeczywiście podziwiam Cię, że miałeś siłę i odwagę dokonać na mnie tak ciężkiej operacji, opowiedz mi, jak pogodziłeś w sobie te dwa stany?
A on zwiesił głowę — wziął ją czule za rękę i powiedział:
Stefo, wierz mi, że to co przeszedłem nie da się opisać, innego wyjścia nie było, musiałem Cię ratować sam. Było to z mej strony może szaleństwo, lecz miałem plan gotowy — gdybym był Cię nie uratował, nie byłabyś odeszła z tego świata sama, rewolwer miałem w pogotowiu...
Nie mów tak Janku, przecież ja wierzyłam Ci i byłam pewna, że mnie uratujesz, żadnemu lekarzowi jeszcze tak nie wierzyłam w życiu, jak wtedy Tobie i przyznam Ci się — tu przysunęła się tkliwie do niego — widziałam ciągle w Tobie przed operacją lekarza nie męża.