Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


AGONJA


Nad łóżkiem matki konającej stał jej syn ukochany. Telegram wezwał go z dalekich stron, niemal pół Europy pędził pociągami, trawiony straszną obawą i niepokojem i przybył za późno! Choć żeby można się z nią pożegnać — usłyszeć ostatni raz ten drogi głos, spojrzeć w te kochające matczyne oczy, dostać ostatnie błogosławieństwo. A tu agonja — mgła śmierci opada coraz to niżej nad tą, która była mu dotąd wszystkiem, dla której pracował z zapałem i roił górne plany, by być jej dumą, chlubą i podporą starości. Czemu los nieubłagany zabiera mu ją — czemu? Stoi jak słup lodu, trzymając w swych dłoniach rozpalonych stygnącą już rękę i chciałby ciepło swoje oddać dla niej, utoczyć krwi swojej, by tylko wlać w to gasnące ciało iskrę życia chociaż.
W tem otwarła oczy — syn zadrżał: może go pozna jeszcze! Wpił się w te oczy duszą swą całą, by z nich coś wyczytać, lecz oczy te szklane patrzą matwemi źrenicami już gdzieś w dal po za światy — to już nie jej oczy!
Upadł na kolana i krzyknął łkając: mamo, przemów choć słowo! Lecz ciało umierającej wykonało tylko kilka płytkich oddechów, głowa opadła — skonała!