Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o szczęściu, które mnie spotkać może, a ten znowu przypomniał mi rzeczywistość!
Dziękuję, czuję się wcale dobrze. Niech się pan nie męczy i nie mówi dużo. Lecz on z uporem chorego znowu zaczął: wczoraj był u mnie mój kuzyn i mówił mi, że pan podobno ma się żenić? Bardzo słusznie. Ja też tego żałowałem nieraz, choć obecnie widzę, że zrobiłem bardzo dobrze. Tacy jak ja, nie powinni zatruwać ludzkości. W tem przypomniał sobie, że i ja przecież, jestem taką trucizną i dodał: co innego pan, pan teraz zdrowy, wyleczony, to ma pan zupełne prawo a nawet obowiązek założyć swe gniazdo rodzinne.
Czy myśli pan to rzeczywiście szczerze? — zapytałem.
Zupełnie szczerze — łaskawy panie. Nie cierpi pan na chorobę zaraźliwą wprost, a choćby pan miał dawniej raka, to jest on tak częstym, że nawet podobno niema rodziny, gdzieby nie grasował, a w takim więc razie chyba ludzie wogóle nie powinni się żenić wcale. Czytałem dużo w tej materji, mogę więc też w niej głos zabierać.
Słowa te działały na mnie, jak balsam cudowny. Przyznałem im zupełną rację. Przekonawszy się, że stan chorego poprawił się, wróciłem do domu.


Na drugi dzień udałem się do państwa Werskich. Panna Helena przyjęła mnie serdecznie, ucałowałem jej rękę, i siedzieliśmy znowu na balkonie, postanowiłem rozmówić się z nią otwarcie.