Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pełno szemrania było na ojca; liski tylnemi łapkami skrobały się po karkach i nic sobie nie robiono z chorego rodzica.
Kita nie czuł wtedy najmniejszej goryczy w duszy względem potomstwa: pewnie rozumiał, że po to się płodzi własny gatunek, aby mu dać utrzymanie.
O wdzięczności lisy nie mają pojęcia.