Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„mężnie czoło tylu wrogom stawia“. On biedny, skazany na ciągłe tułactwo, na samotność z powodu cudzej chciwości; on, który żyje słomą, sianem, korzonkami, najwyżej kapustą... I taki nigdy się jednak nie poddał, nie został zwierzęciem domowem! Żył w strachu i strachem walczył o prawa życia:
Oto trąbka zagrzmiała w boru, strzały straszliwie huczą, pieśń prześladowcza psów gończych rozlega się po kniei. Sławny człowiek poluje na zające, a psy mu służą. Ah, ten niezmordowany Trafisz, idzie jak woda, tropi, pokrzykuje i całą zgiełkliwą psiarnię za sobą prowadzi. Po dwakroć na cel brano szaraka, padły podwójne strzały „bęc, bęc“; no i on nie zginął. Czyż to jego zasługa? Miał szczęście! Tak, ale nikt sławnym nie został w inny sposób. W Morzelanach wiele się mówi o myśliwstwie racyonalnem. Cóż za pociecha dla zajęcy, że je ludzie będą tępili racyonalnie? Kłusownik, wilk, lis, jastrząb odbywają łowy, ażeby głód zaspokoić: zdaje się, że i to jest racyonalne. Nie, ponieważ myśliwy racyonalny ściga kłusownika, tępi wilka, lisa, jastrzębia, ażeby za nich zjadać kąski, które i jemu smakują. Dla zająca — jeden dyabeł!
Jakże on się mógł wychować w tak trudnych warunkach i wyjść na gracza? Zaraz historyę opowiemy.