Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z Gibulu, gdzie dom jeden, siedem ulic?... Nie spodziewał się, że i brata Teterę za nic miały te kobiety. „On nie bywa w kościele, może dlatego“... Ale Flora wszystkich członków rodziny męża zawsze uważała za swoich nieprzyjaciół, o czem Malwa nie wiedział.
Gdyby Jaś nie był złodziejem, nie bluźnił nie dowodził, że grzech nie jest grzechem, Kuba kochałby go bardziej jeszcze za owe domowe przykrości, doznane od żony i córek. Cóż kiedy Tetera wyglądał jak szatan-kusiciel! Nie chadzał do kościoła, łamał posty, drwił z pobożności, a przytem kradł i dowodził, że kraść jest dobrze. „Przez niego będę chyba musiał podziękować za służbę przy dworze i uciec stąd gdzie daleko, daleko, żeby się już nigdy z Jasiem nie spotkać. Nabroiłem tyle grzechów, że tego przez długie czasy nie odspowiadam, nie odposzczę, nie odmodlę, nie odśpiewam“... Trapiła go nadzwyczajnie i ta myśl, co on powie, jeżeli jednego dnia pan rządca z góry fuknie: „Malwa, czy ty wiesz, że Tetera drzewo z lasu kradnie i zwierzynę rabuje?“ Okropne położenie, ponieważ trudno zaprzeczyć i przyznać się trudno. „Mój Boże, tyle lat tu przesłużyłem, przywykłem oto do kościoła i masz! Dziedzic taki dobry dla mnie, na człowieka mię wykierował... Niczem byłem, on mię dźwignął. Tutaj mi nikt nie daje dobrego słowa, a dziedzic przy każdem spotkaniu mówi: „Jak