Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiktusia, o której pochodzeniu nikt nigdy nie mówił, choć przecie musiała mieć ojca i matkę.
Zabrzeski ułożył się o warunki i zostawił Asa w domu Ochoty; a pani Zabrzeska poleciła go szczególnej opiece Ajnemerowej, gdyż, jak mówiła, wyżłowi temu zawdzięczała swoje szczęście małżeńskie. Gospodyni na Zbójeckiej z miłym uśmiechem przyjęła zapewnienie młodej mężatki, że dobra opieka nad Asem będzie oddzielnie wynagrodzona.
Właściwie mówiąc, Sarmata nie posiadał żadnego oryginalnego sposobu układania wyżłów; ale Julek każdemu mówił:
— Mój brat ma swoją własną metodę! Mój brat nie trzyma się niczyjej metody!
I stąd powstało, że ludzie mówili o metodzie pana Benedykta, nie zdając sobie sprawy, co to jest metoda wogóle i w szczególe. Nawiasowo nadmieniamy tutaj, że „filozof“ i innych wyrazów nadużywał w podobny sposób: polityką nazywał grzeczność, krytyką — obmowę.
Ta metoda starszego Ochoty była bardzo prosta, brał on z sobą wyżła w pole, a powróciwszy do domu, wołał Olfąsa i oddawał mu psa pod wyłączną opiekę:
— Tylko żeby mi dobrze „dociągał“, „wypychał“ jak należy — rozumiesz, kondlu?...
Olfąs to więc był tutaj rzeczywistym pedagogiem, który wyuczał psy warować, aportować, szukać zguby, chodzić przy nodze i t. d. Jeżeli zaś zaszła potrzeba, on je także oduczał od różnych psom niedozwolonych nałogów. Gdy wyżeł włóczył nos po ziemi, nauczyciel zakładał mu widełki, zniewalając do górnego wiatru. Innym razem należało psa wyprowadzać w pole na otoku i w koralach, aby go zmuszać do należytego dociągania po zwietrzeniu zwierzyny. Uczeń Olfąsa