Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wicz stał się zawziętym wrogiem nietylko Asa, lecz całej rodziny emeryta. Byli tacy, którzy na własne uszy słyszeli, jak po tem zdarzeniu pani szewcowa przy zamkniętych drzwiach ogromnie wytrzaskała majstra w warsztacie, i dlatego w niedzielę nie wychodził z domu ani do kościoła, ani nigdzie. Ten miał się za co na psa gniewać. Różnych takich i tym podobnych pretensyj do Asa dosyć urosło tam na Sewerynowie.
Musiał Pyta pomiarkować, że już był czas, aby go wyżeł nareszcie pokąsał, gdyż jednego dnia, kiedy As na niego napadł ze szczekaniem, dziad narobił ogromnego krzyku, lamentu: wrzeszczał wniebogłosy, łez nie skąpiąc. Na taki nadzwyczajny hałas garną się ludzie zewsząd. Kucharki z zakasanemi rękawami, młodsze, czeladź warsztatowa z głowami odkrytemi, w fartuchach i bez fartuchów, góral z wiązką łapek na myszy, to znowu taki, co handluje słomiankami, inny z pękiem baloników, jeszcze inny, co lody obnosi, żydówka z koszykiem rzodkiewek, kościarka i szmaciarka — wszyscy pędzili do Pyty, który się darł, jak opętany, pokazywał okrwawione łachmany, rany na nodze i rękach, ciężko oskarżając Asa coram populo. Zgroza ogarnęła ten cały tłum, posypały się obelgi, przekleństwa, wymierzone do psa; kobiety i młodzież ogarnął fanatyzm jednocześnie litości i zemsty: ogłaszano na nieobecnego wyżła wyrok śmierci; więcej umiarkowani, rozsądniejsi, doradzali żebrakowi oddanie sprawy do sądu.
— Z zabicia psa — mówili — nie będzie żadnego pożytku, a sąd oto przyzna niezawodnie wynagrodzenie i przynajmniej się taki nieborak odrobinę zapomoże.
— Ehe, którędy! — rzekł cicho na ucho Kąskiewiczowi ślusarz z Sewerynowa. — Pyta to