Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Były dzierżawca folwarku niedługo tutaj bawił. Jakby ponura mara, wichrem zagnana w to ustronie, przesunął się popod stertami i potem najkrótszą drogą co tchu wracał do domu. Widać, że mu chodziło o nakrycie tajemnicą tej wyprawy.
Gdy przybył do chaty, usiadł spokojnie na ławie, zakurzył sobie fajkę i z uroczystością patrjarchy rodziny spoglądał na igraszki wnuczęcia, które u stóp jego czołgało się na czworakach. Któżby powiedział, że ten człowiek przed chwilą podpalił sterty z dworskiem zbożem?...
— Hej, panie ojcze, w stertach dworskich gore! — rzekł syn, chłop już przeszło trzydziestoletni, który właśnie skądś powrócił i z progu chaty temi słowy powitał ojca, przeszywając go jednocześnie przenikliwym wzrokiem.
— Bóg ich karze widać za moją krzywdę! — odpowiedział stary i podźwignął się z ławy, ażeby wyjrzeć przez okno.
— Pan Bóg Bogiem, a ludzie ludźmi! — mruknął syn, zbliżając się także do okna.
Niebo zaogniło się straszną łuną, której światło oblało w tej chwili ponurą twarz starca i rozwidniło całą izbę. Miljony iskier, gnanych wichrem szalonym, przelatywały po powietrzu na wszystkie strony, a tu i owdzie, jak rakieta, widniała uniesiona wgórę płonąca garść słomy.
— Jezus, Marja, Józefie święty, ratujcie! — zawołała, wbiegając do izby, zdyszana synowa starego chłopa. Porwała na ręce dziecko i uklękła co tchu przed obrazem Matki Boskiej, na głos odmawiała pacierz.
As leżał pod pierwszą od pola stertą, zasłoniony jednak przed wiatrem całą jej masą; naprzeciwko swego legowiska miał drugą stertę, a dalej — cały szereg stert, tworzących jakgdyby