Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przekonacie się, zobaczycie potem, że zwierzęta, gdy się z niemi szlachetnie obcuje, nie są tak bardzo złe, jak się to niejednemu na oko wydaje...
Zapewne długo jeszcze byłby tak przemawiał pan Iwiński, gdyby nie to, iż spostrzegł przed klatką z małpami murzyna, który, nabrawszy w usta wody, pryskał nią w oczy pawjanowi i doprowadził go do wściekłości. Ta okoliczność przyśpieszyła wyzwolenie Rurkiewicza, Józka, a i biednego Asa, który się już teraz nie mógł ruszać. Błażej ze złośliwym uśmiechem na ustach pośpieszył spełniać swe obowiązki i, gdy przechodził około klatek, gdzie były lwy, tygrysy, pantery, lamparty, spojrzał i głośno się odezwał:
— Kizie, kizie, moje niewiniątka, psie dusze, jakie toto wszystko grzeczne!... Pan Iwiński nakazuje, żeby z wami postępować podług religji, to się znaczy, żebyście huncwoty regularnie pościły w piątek i sobotę!
Jakgdyby w odpowiedzi na te słowa, wspaniały tygrys bengalski ryknął potężnie i zaczął biegać po klatce, co było hasłem ruchu, niepokoju po innych klatkach wielkich kotów.
Nieznośne próżniacze życie prowadził teraz As w wilczej klatce. On, taki energiczny, ruchliwy, wylegiwał się całemi dniami, drzemiąc lub bezmyślnie wodząc oczyma po snujących się przed klatką ludziach. Może tam i bywali jacy jego znajomi; ale w ogrodzie Zoologicznym, gdzie jest tyle zwierzęcych znakomitości, mało kto na pospolitego psa zwraca uwagę. Bardzo rzadko kiedy jakaś litościwa osoba wrzuciła mu przez szczeble kawałek chleba albo piernika. Za sąsiadów miał on po jednej stronie wilczycę, którą zabrano od dzieci; po drugiej — pięć młodych lisków, rodzeństwo wydarte rodzicom. Nikt z ludzi nie pomyśli, aby takie zwierzęta drapieżne, karmiące się mię-