Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego jeszcze nie śpisz i lamp w domu nie zgasisz?
Stary najprzód ziewnął, następnie potarł ręką czoło, jakgdyby chciał zebrać myśli i rzekł:
— Coś się tu stało, tylko nie wiem, co takiego... Nastawiłem samowar; ale pani tam sama siedzi... Gniewy na psa jakieś... Sam się pan pewnie najlepiej dowie.
Zabrzeski niezwłocznie pośpieszył do żony i zastał ją siedzącą nieruchomo na sofie, jak posąg, w kapeluszu, w okryciu, z którego ociekająca woda utworzyła kałużę na posadzce.
— Mój aniołku, co się stało? Czyś chora? — zapytał mąż z troskliwością.
W odpowiedzi na to żachnęła się Morusieńka i, trzepocąc obiema rękoma, wołała zmienionym, piskliwym głosem:
— Nie, nie! Proszę się do mnie nie zbliżać!... Ja nie chcę!...
Teraz Franciszek niby też to uprzątał ze stołu zastawę do herbaty, a coraz zbliżał się ku drzwiom pokoju pani, nadstawiał ucha, ażeby z jakichś posłyszanych wyrazów rozwiązać sobie trapiącą jego umysł zagadkę, o co mianowicie rozgniewała się dziś pani Zabrzeska na wyżła. As też widać zwietrzył powrót pana do domu i pragnął zaznaczyć swoją przychylność, gotowość o każdej porze do usług, gdyż wyszedł właśnie z ciemnego korytarzyka, oddzielającego kuchnię od jadalnej izby, stanął pod drzwiami, poza któremi dawały się słyszeć odgłosy małżeńskiej rozmowy, i podsłuchiwał, podobnie jak jego nieprzyjaciel Franciszek. Stary tym razem psa nie odpędzał, ażeby przypadkiem nie zdradzić własnego podsłuchiwania. Rozmowa obojga małżonków toczyła się żywo; niekiedy tylko przerywało ją owo niewieście kwilenie, które świadczy zawsze o głębokim żalu,