Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sunęły przed nami pasmem długiem, nieskończonem, ukazując nam jak w kalejdoskopie wszelaką niedolę człowieczą.
I ulgę pożądaną otrzymawszy, widząc wokół twarze łzami współczucia zroszone, szedł każdy dobrowolnie z niemocą swoją, i wyznawał grzechy swoje; była więc między nami jakby spowiedź publiczna ze skruchą szczerą uczyniona.
Bił się w piersi swą ręką potężną Bartłomiej, obwiniając o krewkość zbyteczną; szlochał Porankiewicz, prosząc żałośnie, aby mu wobec przejść ciężkich, które przewyższały słabe siły jego, nałóg dzisiejszy wybaczono; obwiniali się i inni.
I dopiero, gdy skruchę i żal