Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze, jak w febrze, tak, że sam użyć ich nie mógł, i tylko gdy Porankiewicz już uspokojony, poskoczył do niego bliżej, szepnął mu głosem słabym:
— Nalej, bracie!
Porankiewicz jął nalewać, i rąk, ile było, wyciągnęło się ku stołowi.
Nalać odrazu wszystkim, rozumie się, nie można było, a że każdy pragnienie czuł dość silne, więc wymówki słyszeć się dały, że wcześniej o nalaniu nie pomyślano, wymówki, które jednak odrazu przeciął Bartłomiej, mądrze zauważywszy, że: »nie Duchci nikt świenty aby móg wiedzieć, ze żałość taka sroga zrazu na caluśki naród nadyndzie». Gdy nareszcie naczynia wszystkie napeł-