Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzu leżały okruszyny, z przysłanego mi opłatka.

Ani przykrycia białego, ani siana, ani opłatka nikt się nie spodziewał; więc też wrażenie wywołane tylu niespodzianemi akcesoryami było potężne.
Porankiewicz, wysoce zadowolony z efektu, wysunął się teraz naprzód, i zbliżywszy do stołu, wziął ostrożnie talerz z opłatkiem, i prostując się, aż mu w krzyżach zatrzeszczało, chrząknął, usta otworzył, i gdy wszyscy z najżywszą cieka-