Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ulice nędznej mieściny. Szalone zapędy wichru odbijały się we wnętrzach tajgi, okalającej kotłowinę, jękiem przerażającym i jękiem tym gnany, biegłem przez zaspy śnieżne pośpiesznie.
Noc ta jednak straszną mi była i w domu. Wicher wył około ścian jeszcze przeraźliwiej, tajga jeszcze żałośniej jęczała. I gdym zmęczony zrywał się z łóżka, biegł do okna i przykładając rozpalone czoło do szyby zamarzłej, przysłuchiwał się nieprzytomny prawie owym głosom dzikim, słyszałem, jak gnane silniejszemi porywami wichru owe jęki z tajgi wychodzące, zlewały się w jeden jęk błagalny: »O Najwyzsy, o Przenajświętsa!«