Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chałupy. Stanąnem se tam i stoję, a cekom. Słysę nareście, idzie, słysę, bo słychać zdaleka, jak stąpa moja dziewucha. Przysła do przełazu, nogie dobrze podniesła, przefajtła się na drugom stronę i już ma zeskocyć, az tu, patrzący na to wsyćko, nie wytrzymałem — skocułem do płota i łap jom w pół, a, widzi pon, je piosnecka jedna taka, co się końcy:

»Leci kacor z jeziorzyska,
Nie odwracaj ze mi...«

— Więc tę piosnecke śpiewający, trzymom i chce pocałować, alić nie wymówiułem słowa, co je do składu, bo się mówi: »nie odwracajze mi pyska«, jak mnie nie trzaśnie między ocy, az mi w ślipiach pociemniało i nie opa-