Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż to Macieju tak daleko uciekacie? zapytałem.
— Ee! kiedy to, widzi pon, na ty słabiźnie siedzieć nijako, a tu se sporządziłem ławeckę trocha mocniejsą.
Szewc mruknął coś o łamaniu jakichś krzesełek, ale Maciej zakrzątał się około fajki, jakoby zagasłej i nie słyszał, czy udał, że nie słyszy mruknięcia.
Zacząłem czytać listy. List od żony był zwykłem opowiadaniem o troskach codziennych, przeplecionem życzeniami powrotu, nadzieją zobaczenia się jeszcze. List od syna, już od pół roku wyzwolonego czeladnika stolarskiego, był dość lekkomyślny: zawiadamiając ojca o swych wyzwolinach, syn pisze, że robota bywa nie